Advertisement

Main Ad

„Na północ” & „I cóż, że o Szwecji”

Dawno nie wrzucałam tu żadnych książkowych wpisów, choć swego czasu było ich na blogu całkiem sporo. I nie oznacza to wcale, że przestałam czytać - wręcz przeciwnie, jeśli zajrzycie na mój profil na Lubimy czytać, zobaczycie, że co i rusz coś dodaję. Jednak zabranie się za recenzje to już inna bajka... Zwłaszcza, że zwykłam podsumowywać po kilka książek naraz (zobacz poprzednie recenzje), a ostatnio czytałam chyba wszystko, tylko nie książki związane ze Szwecją ;). Okazja natrafiła się w końcu w zeszłym miesiącu, gdy podczas pobytu w Polsce zakupiłam "I cóż, że o Szwecji" autorstwa Natalii ze Szwecjobloga. Wraz z tą książką postanowiłam skomentować też inną - "Na północ. Szwecja znana i nieznana" Macieja Zborowskiego, którą wprawdzie przeczytałam już pod koniec ubiegłego roku, ale jakoś ciągle nie miałam czasu, by do niej wrócić.
Przyznam, że miałam niemały problem, jak te książki ugryźć. Nie są to ani przewodniki, ani reportaże. Bardziej zbiór faktów i ciekawostek pozwalających z innej strony spojrzeć na zagadnienie: jaka jest Szwecja i jacy są Szwedzi? I właśnie to pytanie sprawiło, że nie wiedziałam, jak podejść do lektury. Mieszkam w Sztokholmie już prawie 3 lata, wcześniej trochę mieszkałam w Malmö. Jaka jest Szwecja? Widziałam piękne lasy i spokojne jeziora daleko na północy, gdzie byłam tylko ja i przyroda wokół mnie. Widziałam tłumy ludzi oddalające się od centrum Sztokholmu przy dźwiękach przelatujących helikopterów i sygnałach karetek tuż po zamachu na Drottninggatan. Jacy są Szwedzi? Słyszałam tych zamkniętych w sobie Szwedów ze smutkiem rozmawiających o swoich problemach osobistych. Tych poprawnych politycznie Szwedów wściekających się na uchodźców i nabijających się z parad równości. Ci tak bardzo popierający równouprawnienie faceci przytrzymywali mi drzwi, pomagali nosić ciężkie rzeczy, a nawet płacili za drinki przy kolacji. Ci głoszący hasło work-life balance siedzieli w pracy po 12 godzin i nierzadko odpisywali potem na maile w środku nocy. Mało kto w życiu okazał mi tyle ciepła i wsparcia co ci zimni i nieprzystępni Szwedzi. Więc jak to w końcu jest z tym krajem i tymi ludźmi? Da się to naprawdę zdefiniować?
A zarazem chciałam, by mnie te książki czymś zaskoczyły. No bo mimo wszystko - trochę już tę Szwecję poznałam. Liznęłam języka (i to zarówno w wersji sztokholmskiej, jak i skańskiej), zetknęłam się z kulturą i tradycjami, spróbowałam typowych dań (no dobra, poza śledziem ;P ) czy napojów. Zjeździłam sporo miejsc w tym pięknym kraju. A do tego wszystkiego od lat śledzę większość polskich blogów i stron o Szwecji, sporo z nich przeczytałam niemal w całości. Nie odważyłabym się powiedzieć, że znam Szwecję, ale myślę, że już co nieco o niej wiem. Więc czy  taka książka, przygotowana z założenia jednak dla polskiego czytelnika, który ze Szwecją ma nieco mniej wspólnego na co dzień, będzie potrafiła mnie jeszcze czymkolwiek zaskoczyć?

Maciej Zborowski. Na północ. Szwecja znana i nieznana

Książkę Zborowskiego wygrałam w ubiegłym roku w konkursie Ambasady Szwecji w Polsce i czytałam ją przez dobrych kilka tygodni. I żeby nie było - nie dlatego, że była tak wybitnie nudna, że nie można było przez nią przebrnąć ;). Bardziej chodziło o to, iż "Na północ" to po prostu zbiór ciekawostek, niełączących się w całość, więc przerwanie czytania właściwie gdziekolwiek nie stanowiło problemu. Po książkę sięgałam od czasu do czasu, czytając po jednej czy dwóch historiach, a potem znów odkładałam ją na półkę. 
"Na północ" składa się z pięciu rozdziałów: Ludzie, Miejsca, Zdarzenia, Jedzenie i Kultura. Przez Ludzi przebrnęłam szybko, bo nieszczególnie mnie interesuje Zlatan czy księżniczka Estelle. Równie szybko przeskoczyłam Jedzenie - tym razem nie z braku zainteresowania, co raczej ze względu na wrażenie, że "ale to już było", czyli po prostu nic nowego. Jeśli chodzi o Zdarzenia i Kulturę to było tam trochę fajnych ciekawostek, a trochę takich, które nie zaskoczą chyba nikogo, kto się Szwecją choć trochę interesuje (w końcu wszyscy wiemy, że w Boże Narodzenie się ogląda Kaczora Donalda, prawda? ;) ). Za to bardzo zafascynował mnie dział pt. Miejsca! Najdłuższy, bo zajmujący prawie połowę książki, ale zdecydowanie najciekawszy. Niemal każde miejsce wyszukiwałam w internecie, sprawdzałam, gdzie się znajduje i - nierzadko też - jak do niego dotrzeć ;). Dzięki "Na północ" moja mapka "Must see in Sweden" wzbogaciła się o sporo nowych punktów. Odkąd odstawiłam książkę na półkę, udało mi się zobaczyć już trzy z tych miejsc i atrakcji: koziołka w Gävle, wieżę ciśnień w Örebro oraz - niestety tylko od zewnątrz - kościół rybny w Göteborgu.
Całość napisana jest dość prostym stylem - nie nudzi, ale też nie wciąga. W środku jest jednak tyle ciekawostek, że czytając wielokrotnie przyjdzie nam do głowy myśl: "ale na serio?" ;). Niestety, jest też całkiem sporo artykułów, przez które się tylko pobieżnie przeleci, by przejść do następnych. Dużym plusem jest też oprawa graficzna książki (choć sama okładka z wielkimi żółtymi literami układającymi się w napis "Na północ" nieszczególnie mi się podoba) i dużo ładnych, kolorowych zdjęć. Choć te ładniejsze pochodzą akurat z Shutterstocka... ;)
Podsumowując, "Na północ" polecam głównie przed wyjazdem do Szwecji - żeby sobie zanotować, co zobaczyć (ponad to, co oczywiste), co zjeść i czym się zainteresować już na miejscu. Ale żeby czytać dla samego czytania... aż tak mnie nie zachęciło.

Natalia Kołaczek. I cóż, że o Szwecji

Po książkę Natalii sięgnęłam z dużo większą ciekawością. Jej bloga śledzę od lat i choć nigdy nie miałyśmy okazji się poznać, to jednak dzięki fejsbukowi, licznym komentarzom oraz czytaniu bloga, miałam wrażenie, że przecież nie jest to obca osoba ;). Choć moja przygoda z jakąkolwiek filologią skończyła się na rzuceniu hungarystyki po roku, to jednak nauka języków zawsze wydawała mi się na swój sposób fascynująca. A Natalia w języku szwedzkim się specjalizuje i tę tematykę co i rusz przemycała na blogu (zajrzyjcie chociażby do wpisu, skąd się wzięły nazwy szwedzkich miast - mega! ;) ). Miałam więc nadzieję, że i w swojej książce autorka pójdzie choć trochę w tym kierunku i na szczęście się nie zawiodłam.
"I cóż, że o Szwecji" to rozwinięcie Szwecjobloga. Rozdziały czyta się jak poszczególne wpisy z bloga, tyle że są sporo dłuższe. Natalia pisze lekko i łatwo przeskakuje z jednego tematu na drugi, wyszukując co i rusz to nowe ciekawostki. Gdzie tylko może, wrzuca językowe smaczki - czasem tłumacząc słówka związane z danym tematem, a czasem wprowadzając nieprzetłumaczalne na polski szwedzkie określenia różnych przedmiotów i zjawisk. Autorka widocznie lubi też statystyki - ciekawi jesteście, ile osób ginie w wypadkach podczas midsommarowego weekendu czy ile jedzenia wyrzuca rocznie przeciętny Svensson? Czytajcie, a znajdziecie ;). Przyznam, że bardzo mi się spodobało to podejście, połączenie faktów i statystyk z ciekawostkami i historiami z życia wziętymi. Czytałam, czytałam i nagle ze zdziwieniem odkryłam, że już przeczytałam wszystko. Nawet jeśli o niektórych rzeczach Natalia wspominała już wcześniej na swoim blogu, albo jeśli były one dość oczywiste, to i tak nieszczególnie to przeszkadzało. Zawsze można było mieć pewność, że już w kolejnym rozdziale autorka przemyci kolejne smaczki ;).
Gdybym się miała do czegoś przyczepić, to chyba tylko do zdjęć. Każdy rozdział zaczyna się dużym zdjęciem na całą stronę, a potem w środku jest jeszcze kilka mniejszych, przeplatających się z tekstem. Parę razy się zdarzyło, że duże rozdziałowe zdjęcie było identyczne jak jedno z małych w tym samym rozdziale. Biorąc pod uwagę, że Natalia ma sporo fajnych zdjęć w swojej kolekcji (w końcu wiele z nich wrzucała na bloga), to trochę szkoda, że niektóre się w książce powtarzają, zamiast wrzucić coś nowego. No i nie trafiają do mnie podpisy pod zdjęciami, w stylu: fotka drewnianego konika w oknie i podpis: "Fjällbacka. Koń jaki jest, każdy widzi. A Szwed?" - no fakt, Szweda na tym zdjęciu nikt nie widzi, bo go nie ma ;). Większość ze zdjęć w książce opisu nie potrzebuje, albo wystarczyłaby po prostu nazwa miejsca, gdzie ono było zrobione. No ale... po książki się sięga w końcu dla tekstu, a nie zdjęć, prawda? ;)
I tak naprawdę żadna z tych książek na pytanie o to, jaka jest Szwecja i jacy są Szwedzi, nie odpowiada. Podpowiadają jednak wiele historii, sytuacji i ciekawostek, które pozwalają czytelnikowi się przekonać, że na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. No i zatęsknić za wyprawą gdzieś tam na północ... ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze