Advertisement

Main Ad

Svartklubben - jedzenie w ciemności

Miałam w tym tygodniu przyjemność zajrzenia do jednej z chyba najciekawszych restauracji w Sztokholmie. Mieliśmy w pracy konferencję, która - jak to zwykle bywa - miała zakończyć się integracyjną kolacją. Często integracja kojarzy się z dużą ilością alkoholu, ale na szczęście nie u nas. My myśleliśmy bardziej o połączeniu kolacji z doświadczeniem czegoś nowego, zaskoczeniem osób przybyłych do Sztokholmu na spotkanie. Wybór padł na Svartklubben - niewielką restaurację położoną przy Södermannagatan 27 na Södermalmie, która oferuje kolację... w zupełnej ciemności. Zresztą, jak możecie zobaczyć na poniższym zdjęciu, okna są całkiem nieźle zaciemnione ;)

A jak to wszystko wygląda?

Weszliśmy wszyscy najpierw do niewielkiego pomieszczenia, służącego za bar i kasę. Obok była toaleta i kuchnia - całość normalnie oświetlona i prowadzona przez osoby widzące. Dlaczego to podkreślam? Bo Svartklubben słynie też z tego, że pracujący tam kelnerzy są niewidomi. Słyszałam już o restauracjach w ciemności w kilku miejscach, ale zawsze obsługa była tam wyposażona w noktowizory. W Sztokholmie jest jednak inaczej... i tworzy to naprawdę niesamowitą atmosferę :).
Ale wróćmy jeszcze do wejścia. W pierwszym pomieszczeniu zostawiliśmy też kurtki i zostaliśmy powitani kieliszkiem prosecco. Kto chciał, mógł wtedy skorzystać z toalety, bo później było to nieco utrudnione... ;). Gdy byliśmy już gotowi do wejścia, podszedł do nas jeden z kelnerów i zaczął wprowadzać nas na salę trójkami. Najpierw weszliśmy do niewielkiego przechodniego korytarza, a gdy zamknęły się za nami drzwi, znaleźliśmy się w kompletnej ciemności. Kelner zapytał nas o nasze imiona, powtórzył je kilka razy, po czym kazał wziąć się za ręce i podążyć za nim. On szedł szybko i pewnie, a my - próbując za nim nadążyć - co rusz obijaliśmy się o krzesła i stoły. W końcu zatrzymał się przy końcu sali i zaczął nas usadzać. Poczułam, że opiera moje dłonie na poręczy krzesła i polecił na nim usiąść. Po dłuższej chwili, również w trzyosobowych grupkach, dołączyła do nas reszta osób. Nie mając już oczu do dyspozycji, zaczęliśmy skupiać się na słuchu i dotyku. Po głosie szło rozpoznać, jak zostaliśmy usadzeni, a po dotyku - co znajduje się na stole. Krótko mówiąc, większość z nas po omacku wpakowała ręce w starter :P. Kelner powiedział, że koło każdego talerza stoi szklanka oraz butelka z wodą, a gdzieś na stole znajduje się otwieracz do butelek. Powodzenia! ;) Wbrew pozorom jednak otworzenie butelki i przelanie wody do szklanki na czuja nie było takie trudne. Za to, kiedy przyszła kolej jedzenia...
Próba posługiwania się nożem i widelcem, gdy nie mogliśmy zobaczyć, czy w ogóle coś nabieramy na ten widelec, była dość śmieszna ;). Choć nie zliczę, ile razy podniosłam do ust pusty widelec... No i nigdy nie wiadomo, kiedy skończyło się jedzenie - w końcu może coś jeszcze jest na talerzu, tylko po prostu ja nie potrafię w to trafić? I ciekawe było zgadywanie, co mamy na talerzu - całkiem nieźle nam poszło, choć nasze precyzyjne zgadywanie ograniczało się do komentarzy w stylu: to ser czy to biała ryba. Pomiędzy obiadem a deserem była dłuższa przerwa, którą urozmaicił występ dwóch kelnerów, którzy grali i śpiewali, a także opowiadali różne historie - niektóre zabawne, niektóre poruszające. Biorąc pod uwagę, że na sali było wielu obcokrajowców tego wieczoru, część występu była w języku angielskim. Jednak przydała się choć podstawowa znajomość szwedzkiego, bo zdarzało się, że część szwedzka była nie tyle dosłownym tłumaczeniem części angielskiej, co raczej własną opowieścią, wzbogaconą licznymi komentarzami i żartami. Faceci mają świetne głosy, cudowne podejście do życia, mimo (a może właśnie w efekcie) choroby, która pozbawiła ich wzroku. I do tego mają niesamowitą pamięć! Dziękując gościom, wymienili nas wszystkich po imieniu - po kolei, dokładnie tak jak siedzieliśmy. Każdy stolik oddzielnie. Na mnie wywarło to ogromne wrażenie, bo ja zazwyczaj nie pamiętam imion większości nowo poznanych osób w pół minuty po tym, jak mi się przedstawią... :P 
Po deserze panowie zaserwowali nam drugi set muzyczny, połączony z historią ich choroby. Niestety, ta część była tylko po szwedzku - na początku wyłapywałam dość sporo, ale próby słuchania ze zrozumieniem były jednak zbyt męczące. Uwzględnijmy przy tym kilka kieliszków wina, późną godzinę i całkowitą ciemność... Podobno nie tylko mi zaczynały się kleić oczy ;). A że nie robiło żadnej różnicy, czy miałam oczy otwarte czy zamknięte - zawsze widziałam tyle samo (czyli nic), więc dla relaksu często trzymałam je zamknięte. Nic więc dziwnego, że kiedy ostatni występ dobiegł końca, postanowiliśmy się wszyscy zebrać i odetchnąć świeżym powietrzem. Wyszło się na dwór i ta noc była nagle taaaaka jasna ;).
[ Źródło ]
Svartklubben na swoim Facebooku podsumował potem nasz wieczór, znów wymieniając wszystkich gości po imieniu. Fajna promocja, tak sobie myślę, w końcu sporo gości kliknie w lubię to i sprawi, że ich znajomi zobaczą na swojej tablicy fanpage restauracji.

A jak to się kształtuje cenowo?

Cóż, nie oszukujmy się. Svartklubben serwuje dobre jedzenie, do tego znajduje się w bardzo dobrej lokalizacji. Już samo to nieźle podbiłoby cenę. A tutaj przecież płacimy jeszcze za doświadczenie, możliwość jedzenia w kompletnej ciemności i występy artystyczne na żywo. Restauracja oferuje trzy główne pakiety kolacji:
- Enrättersmeny (545 SEK / 246 zł) - sam prosty obiad, możliwość kupna napojów w barze za dodatkową opłatą.
- Trerättersmeny (745 SEK / 337 zł) - trzydaniowy obiad, czyli starter, danie główne i deser. Możliwość kupna napojów jak wyżej.
- Trerättersmeny Deluxe (1045 SEK / 472 zł) - trzydaniowy obiad plus napoje, czyli drink na powitanie, wino lub piwo do obiadu i kawa do deseru.
Ceny są takie, że zdecydowanie nie jest to restauracja pt. wyskoczmy gdzieś dziś na kolację. To bardziej coś na specjalne okazje, możliwość spędzenia wieczoru w niezwyczajny sposób. Z ciekawości zerknęłam na stronę podobnej restauracji w Warszawie (Dine in the Dark) i tam cena za obiad w ciemności przy muzyce na żywo wynosi 175 zł. Owszem, tanio nie jest... ale myślę, że jeśli będziecie szukali miejsca na jakąś specjalną okazję, to restauracja w kompletnej ciemności jest bardzo ciekawym pomysłem. Bo to naprawdę wyjątkowe doświadczenie ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze