Advertisement

Main Ad

D jak decyzje

[ "Niewłaściwe decyzje tworzą wspaniałe historie." - someecards ]
Mam taką tendencję do podejmowania spontanicznych decyzji. Nieprzemyślanych decyzji, jakby co niektórzy powiedzieli. Zwykłam uważać, że im dłużej nad czymś rozmyślasz, tym więcej minusów widzisz, więc nie ma to po prostu sensu. Ale mam też tendencję do zbyt dużego przejmowania się ludźmi. I czasem kończy się to mieszanką wybuchową pt. "co ja do cholery robię ze swoim życiem?". No ale w końcu niewłaściwe decyzje tworzą wspaniałe historie, prawda? ;)
[ "Stanie się dorosłym to najgorsza decyzja w moim życiu." ]
Pamiętam taką historię jeszcze z liceum.  Z końca liceum, dla dokładności. Zawsze chciałam wynieść się z rodzinnego miasta i studiować gdzie indziej. W pewnym momencie dobrze mi się wyklarował w głowie plan przeprowadzki do Wrocławia. Ale z planowaniem nigdy nie jest tak łatwo, czyż nie? ;) Na kilka miesięcy przed końcem liceum poznałam przyjaciela mojego przyjaciela, wiecie, takie pierwsze nastoletnie zauroczenie, głupia sprawa :P. Mój chłopak miał problemy rodzinne i chciał uciec z tego miasta, by studiować z dala od domu. Dla mnie to brzmiało świetnie, choć on akurat nie chciał przenosić się tak daleko, aż do Wrocławia. Ale że nasz wspólny przyjaciel też chciał studiować poza domem, więc powstał wspólny plan wyjazdu na studia do Warszawy. Cóż, nie był to może szczyt moich marzeń, ale było to "akceptowalne rozwiązanie" (dla innych opcji powiedziałam stanowcze "nie"). Nie aplikowałam nawet na studia w swoim rodzinnym mieście - wiedziałam, że jeśli się dostanę, to pojawi się pokusa zostania w domu i kontynuowania wygodnego życia. A ja chciałam zmian. Aplikowałam na studia w Warszawie i we Wrocławiu i w pierwszym procesie rekrutacyjnym przyjęli mnie tylko do tego drugiego miasta. Zawiozłam tam wszystkie swoje dokumenty, a jakaś część mnie bardzo się cieszyła, że jednak spełniam SWOJE marzenia. Ale kiedy dostałam się też na Uniwersytet Warszawski, po prostu pojechałam do Wrocławia, zabrałam papiery i przeniosłam je do Warszawy, spontanicznie, bez głębszego zastanowienia. Po prostu wierząc, że to dobra decyzja. Zarówno dla związku jak i dla mnie samej, bo przecież miałabym na miejscu też dobrego przyjaciela. Więc przeniosłam się do Warszawy z przyjacielem... i tylko z przyjacielem. Bo chłopak nawet nie złożył papierów na studia tam. Bo "on na pewno sobie nie poradzi, nie jest taki odważny jak my, on..." - wiecie, dziesiątki argumentów, które zawsze się znajdą, gdy się czegoś nie chce i szuka wymówek. Myślę, że nie muszę nawet wspominać, że ten "związek" nie dotrwał do momentu mojego wyjazdu do Warszawy. Co więcej, usłyszałam nawet, że to moja wina, "bo się przeniosłam do Warszawy". Teraz się z tego śmieję, ale dla nastolatki to był niemalże koniec świata. Szczerze mówiąc, nie umiałam dojść do ładu z moim warszawskim życiem aż do trzeciego roku studiów, kiedy to wszystko wokół w końcu nabrało kolorów. Podczas pierwszego roku studiów jeździłam do domu właściwie co weekend. Podczas drugiego snułam konkretne plany przeprowadzki do Wrocławia po skończeniu licencjatu, co pewnie by nastąpiło, gdybym nie wyjechała na Erasmusa w trakcie. Kiedy mój brat wyjechał do Wrocławia na studia, miałam takie uczucie, jakby on sam sobie spełniał moje marzenia. Teraz, patrząc wstecz na moje warszawskie życie, nie żałuję wyprowadzki tam. Doświadczyłam wielu rzeczy, poznałam sporo wspaniałych ludzi i zdobyłam zajebistych przyjaciół. Choć ciężko mi było uwierzyć w to na początku, zakochałam się w tej naszej stolicy i nie zmieniłabym nic z mojej przeszłości.  Ale ile czasu potrzebowałam, by nauczyć się to doceniać?
[ "Wszystko dzieje się z jakieś przyczyny. Zazwyczaj przyczyną jest podejmowanie złych decyzji." ]
A wiecie, co jest tu najśmieszniejsze? Że nic się nie nauczyłam. 2013 rok to był już taki spokojniejszy moment w moim życiu. Zbliżałam się do końca z moimi obiema magisterkami na UW. Miałam pracę, która okazała się nieco nudna, ale na początku bardzo ją lubiłam. Miałam grupę świetnych przyjaciół, z którymi zawsze mogłam wyskoczyć do kina czy do baru, albo po prostu spędzić całą noc na rozmowach. Miałam naprawdę dobrego faceta u boku, niezależnie od moich wszystkich głupich pomysłów. Miałam rodzinę zaledwie 2,5 godziny pociągiem od siebie. I postanowiłam z tego wszystkiego zrezygnować i wyjechać do Szwecji. Oczywiście nie było to takie proste, zajęło mi trochę czasu, ale oto jestem tutaj. Nawet nie wiem, kiedy konkretnie zdecydowałam się tak pozmieniać wszystkie swoje plany, ale na pewno nie była to spontaniczna decyzja. Myślę, że to była jedyna decyzja w moim życiu, nad którą naprawdę dużo myślałam. Przede wszystkim dlatego, że wymagała ode mnie zaufania jednej osobie mieszkającej tutaj, której po prostu nie umiałam kompletnie zaufać. Dlatego też, zamiast być u jego boku, ale kompletnie zależną, wybrałam dystans, ale na własną rękę... Cóż, chyba nie mogę powiedzieć, że jednak nic się nie nauczyłam. Bo to była najmądrzejsza część tej mojej decyzji o przeprowadzce ;). Bo cała reszta... Ot, takie błędne koło. Nie wiem, czy to ja aż za bardzo w siebie wierzę, czy po prostu za często otaczam się ludźmi, którzy "na pewno sobie z tym nie poradzą", niezależnie od tego, czym by to "to" nie było, i zawsze znajdą dziesiątki wymówek. Zastanawiam się tylko, co teraz będzie moją winą, może przeprowadzka do Sztokholmu? ;) Zbyt często ostatnio zdarzało mi się myśleć, że żałuję dnia, w którym podjęłam decyzję o wyjeździe do Szwecji. I wciąż się waham. Boję się zostać w Szwecji, szczerze mówiąc. Jak jedna wspaniała osoba w moim otoczeniu powiedziała mi ostatnio: "Musisz coś zmienić w swoim życiu, musisz wyjść ze swojej strefy komfortu" - cóż, on miał akurat bardziej na myśli: "zapisz się na zajęcia jogi, idź potańczyć, poznać jakichś fajnych facetów - albo kobiety, przecież mieszkamy w Szwecji ;) - i po prostu żyj!". Problem w tym, że moja strefa komfortu działa nieco inaczej. Potrzebuję czegoś, co mnie bardzo ruszy, jakiejś dużej zmiany, a lekcje jogi czy wyjście z ludźmi niewiele tu zdziałają. Dlatego myślę o kolejnej przeprowadzce. Co nie jest najłatwiejszą decyzją, choć nie jestem tu szczęśliwa. Bo znowu... ludzie.
[ "Wiesz, że to będzie świetny dzień, gdy najtrudniejszą decyzją do podjęcia jest wybór koloru lakieru do paznokci." ]
Choć nie mam tu nikogo, kogo mogłabym nazwać "przyjacielem", muszę przyznać, że poznałam tu kilka wspaniałych osób. Z niektórymi mogę być nawet nieco szczera i są oni tu dla mnie najwspanialszym wsparciem. Kompletnie nie spodziewałam się czegoś takiego tutaj, ale w momencie mojego najgorszego załamania, u mojego boku pojawiło się kilka osób z pracy, które chciały mi pomóc. Przyjechałam tu, mając w głowie obraz zimnych Szwedów, którzy mają gdzieś twoje sprawy i problemy. Po kilku ostatnich tygodniach, muszę przyznać, że spotkałam tutaj jedne z najwspanialszych osób w moim życiu i już nigdy nie pozwolę nikomu na negatywny komentarz o szwedzkim podejściu do innych ludzi ;). Otrzymałam niesamowite wsparcie od ludzi, którzy sprawiali, że się śmiałam, choć wciąż miałam łzy w oczach. Ale zdaję sobie też sprawę, że to wszystko - wszystkie te małe i duże rzeczy robione dla mnie - ma na celu zatrzymanie mnie w Sztokholmie. Dlatego też - choć wciąż tkwi mi w głowie myśl o ucieczce stąd jak najszybciej - nie wiem, co robić. Najzwyczajniej w świecie czułabym się okropnie mówiąc niektórym osobom, że chcę wyjechać. Jakaś część mnie bardzo chce zostać w Sztokholmie. Ze względu na pracę, którą uwielbiam, i ze względu na tych ludzi. Ale obawiam się podejmowania życiowych decyzji w oparciu o pracę i ludzi. Praca to tylko praca, a ludzie... Ludzie przychodzą i odchodzą. Wiem, że jestem w stanie ogarnąć moje tutejsze życie tak, że za kilka lat będę mówić w ten sam sposób, w jaki mówię teraz o Warszawie: "nie zmieniłabym żadnej ze swoich przeszłych decyzji". Ale z Warszawą zajęło mi to dwa lata i nie jestem pewna, czy chcę sobie znów zrobić coś takiego. Są duże decyzje do podjęcia wkrótce i choć się ich boję, to jakoś nie mogę się doczekać, gdy ta chwila nadejdzie.
[ "Upijmy się i podejmijmy jakieś złe decyzje." ]
Ale nie chcę po prostu siedzieć i czekać na to, co się ewentualnie może przytrafić. Mój manager już zaczyna wszystkie procesy, by utworzyć dla mnie etat od nowego roku. Ja szukam i aplikuję na oferty pracy na całym świecie (dosłownie ;) ) - bo nawet, jeśli zdecyduję się zostać w Szwecji, może się przecież okazać, że w planie budżetowym nie będzie pieniędzy na zatrudnienie mnie. A kiedy się jeszcze przekonam, jak biedna będę pod koniec miesiąca (ten miesiąc to jakiś koszmar dla moich finansów), myślę o jakichś wypadach weekendowych. Zawsze specjalizowałam się w czymś w stylu "znalazłam tanie bilety, o, zabukowały się", a dopiero potem zastanawiałam się, właściwie co dalej? Już podjęłam decyzję o wypadzie do Wielkiej Brytanii w najbliższym czasie, ale coś czuję, że na tym się nie skończy. Bo najlepsza decyzja, jaką zawsze można podjąć, to wyjście ze swojej strefy komfortu... i tylko potem jakoś nie ma pieniędzy na jedzenie :)
[ "95% decyzji w moim życiu opiera się na tym, czy lubię kolor czegoś, czy jest to ładne i czy dobrze pachnie." ]
Ciekawi Was, o czym pisali inni blogerzy na literę D? Zajrzyjcie poniżej!
- Dee: D jak David
- Obserwatore: D czyli Dom we Włoszech
- Polsko-francuski punkt widzenia: D jak dzieci dwujęzyczne
- Gone to Texas: D jak Dr Pepper
- Zaczynam do początku: D jak Dziękuję
- Anna Maria Gregorowicz: D jak Czuję, że jestem w domu
- C'est la vie: D jak Determinacja

Prześlij komentarz

5 Komentarze

  1. Wiem jak to jest z decyzjami, oj wiem. Czasami życie decyduje za nas, ale na takie decyzje to nie ma sensu czekać. Popieram zmiany, bo uwielbiam zmiany, mnie motywują. Życzę powodzenia w szukaniu pracy na świecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też :) Ba, życie bez regularnych zwrotów akcji strasznie mnie nudzi ;)

      Usuń
  2. Życie jest za krótkie, żeby tkwić w miejscu, szczególnie jak nas gdzieś ciągnie :)
    A decyzje : zawsze są i będą... każda z nich jest słuszna bo uczy nas zawsze czegoś nowego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z przedmówczynią :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też jak do tej pory nie żałowałam żadnej ze swoich decyzji a teraz chciałabym może podjąć jedną, ale się boję i czekam... może czas przyniesie rozwiązanie. Ty jesteś młoda, wolna i tak naprawdę nic Cię w jednym miejscu nie trzyma,wszystko w naszych rękach! ;)

    OdpowiedzUsuń