Advertisement

Main Ad

Przenosiny miasta, czyli co wyprawia kopalnia w Kirunie

Kiruna to niewielkie miasteczko na północy Szwecji zamieszkałe przez niespełna 20.000 mieszkańców (więc jak na północ Skandynawii to właściwie metropolia ;) ). Jakiś czas temu trafiło ono jednak do wiadomości na całym świecie z wciąż powtarzającym się hasłem w nagłówkach: Szwedzi przenoszą całe miasto! Pierwsze, co przychodzi człowiekowi na myśl po przeczytaniu takiego tytułu to: "Ale jak to przenoszą miasto? Pakują do samochodu i rozpakowują gdzie indziej?". No więc w sumie... tak, właśnie tak ;).
Ale może zacznijmy od początku, żeby już wszystkiego nie pomieszać na wstępie. Choć o istnieniu rud żelaza w okolicy Kiruny wiedziano już od wieków, dopiero w drugiej połowie XIX wieku rozwój technologii pozwolił na rozpoczęcie wydobycia na skalę przemysłową. W październiku 1890 roku utworzono spółkę LKAB (Luossavaara-Kiirunavaara Aktiebolag), która zajęła się wydobywaniem żelaza w północnej Szwecji, a także jego transportem do portów w Luleå i norweskim Narwiku. Również na przełomie XIX i XX wieku w okolicy kopalni zaczęto budować miasto, żeby górnicy i ich rodziny mieli gdzie mieszkać - takie były początki Kiruny. Jak widać, miasto liczy sobie niewiele więcej niż sto lat, nie jest więc nie wiadomo jak zabytkowe z historycznego punktu widzenia. W gruncie rzeczy Kiruna i kopalnia stały się niemal jednością - większość mieszkańców miasta pracuje albo w LKAB albo w różnych usługach z nią związanych, jak chociażby w administracji czy turystyce. Bez kopalni nie byłoby Kiruny.
W Kirunie wydobywa się żelazo już od ponad stu lat, a warto wziąć pod uwagę, że LKAB jest największym producentem tego surowca w całej Unii Europejskiej. Z północy Szwecji pochodzi prawie 80% europejskiego żelaza! Dzięki nowoczesnym technologiom tylko w Kirunie (LKAB posiada też inne kopalnie na północy) wydobywa się ponad 75 tysięcy ton... dziennie. Każdej nocy, pomiędzy godziną pierwszą a drugą, miastem wstrząsają wybuchy. Co noc w korytarzach kopalni umieszcza się substancje wybuchowe, które rozsadzają tunele i kruszą skały, by ułatwić wydobycie cennego surowca. I nie jest wcale przesadą stwierdzenie o wstrząsaniu miastem. Gdy którejś nocy leżałam z książką w łóżku, kompletnie nie pamiętając słów przewodnika, nagle usłyszałam dźwięk, jakby ktoś tuż za cienką ścianką spadał ze schodów, obijając się o nie, a potem przywalił w ścianę obok mnie. Była prawie 2 w nocy, więc poderwałam się niemal z zawałem serca - dopiero po dłuższej chwili do mnie dotarło, że gdzieś głęboko pod ziemią kopalnia pracuje na pełnych obrotach. Podobno mieszkańcy już w ogóle nie słyszą ani nie czują wybuchów, a codzienne poprawianie przekrzywionych obrazów czy przewróconych naczyń jest dla nich równie naturalne jak poranna toaleta... ;)
Tak ogromne wydobycie musiało naturalnie sprawić, że kopalnia rozrastała się w bardzo szybkim tempie. W ciągu tych stu lat przekopano się ponad kilometr w dół i utworzono gęstą sieć tuneli pod Kiruną. O ile do zwiedzanych wcześniej przeze mnie kopalni - np. w Falun czy w Wieliczce - się po prostu schodziło, ewentualnie zjeżdżało windą, to w Kirunie sprawa wygląda kompletnie inaczej. Na teren kopalni wjeżdża się... autobusem. I do punktu turystycznego jedzie się ładnych parę kilometrów podziemnymi ulicami. A to tylko niewielka część kopalni! Drogi biegną na różnych poziomach, a łącznie jest ich około czterystu kilometrów. Czyli w podziemiach kopalni w Kirunie możemy przejechać trasę dłuższą niż ta z Warszawy do Wrocławia... Lepiej się tam nie zgubić ;).
Jak dotąd wszystko brzmi wręcz idealnie, prawda? Co mogłoby pójść nie tak? No właśnie, tyle kilometrów tuneli, kopanie tak głęboko... tego się nie da utrzymać w całości. Jak spojrzycie na poniższe zdjęcie, zobaczycie, że na skale ponad miejscem wydobycia zaznaczono pęknięcia. Choć wciąż skały są podtrzymywane, to jednak nie ma co ukrywać - to się wszystko kiedyś zawali. Raczej wcześniej niż później. A wtedy runie też część miasta...
W 2004 roku LKAB oficjalnie ogłosiło, że proces wydobycia żelaza zagraża części miasta. Grupa mądrych ludzi usiadła nad wyliczeniami, pogłówkowali, porozmawiali i wpadli na genialny pomysł. Skoro dane wskazują na to, że jeszcze kilkanaście lat można kopać dalej w tym samym kierunku, to kopmy - a w międzyczasie z zagrożonego obszaru przenieśmy ludzi gdzieś w bezpieczniejsze rejony. Zaś kiedy ryzyko będzie za wysokie, wydobycie będzie miało miejsce w innych kierunkach - żelaza pod Kiruną jest dostatek.
Kilka lat później, we współpracy z gminą, LKAB rozpoczęło proces, który ma trwać do połowy lat trzydziestych. 3000 budynków na obszarze ok. 450 tys. m2 zostanie przeniesionych lub zburzonych, ponad 6000 osób zostanie zmuszonych do przeprowadzki. Co ciekawe, LKAB zapytało mieszkańców Kiruny, co myślą o tym pomyśle, a oni poparli go niemal jednomyślnie. W gruncie rzeczy chyba zbytnio nie mieli wyjścia ;). Skoro nawet zaprzestanie wydobycia żelaza nie naprawiłoby już tego, co się stało - pękające skały i tak by się zawaliły, może tylko nieco później. A w Kirunie nikt nie wyobraża sobie, by zaprzestać wydobycia - w końcu bez kopalni nie byłoby miasta...
Oczywiście, nie wszystko dzieje się naraz - nawet tak dochodowe przedsiębiorstwo jak kopalnia nie poradziłoby sobie finansowo z relokacją miasta w bardzo krótkim okresie. Bo owszem, za cały ten proces płaci kopalnia i możecie sobie wyobrazić, że nie są to małe pieniądze. Pierwsza umowa, podpisana z gminą w 2011 roku, dotyczyła budowy nowego ratusza i ogarnięcia niewielkiej przestrzeni w pobliżu kopalni. Kosztowało to LKAB, bagatela, 85 milionów koron (jakieś 37 mln zł). Druga umowa z 2014 roku opiewała już na kwotę 3.74 miliarda koron - kopalnia rozpoczęła chyba najdroższy projekt w całej swojej karierze... Trzy kilometry na wschód od obecnego centrum miasta rozpoczęto budowę nowej Kiruny. Zaczęto od wspomnianego już ratusza oraz hotelu, potem budowano domy i garaże. No właśnie, budowano. Nikomu nie opłacałoby się próbować po prostu przenieść miasto, najłatwiej rozwalić stare budynki i wybudować nowe. Tutaj LKAB dawało mieszkańcom dwie możliwości do wyboru - albo kopalnia wybuduje im nowy dom, albo wypłaci im 125% wartości obecnego, a oni sami już zdecydują o swojej przyszłości. Nieco inaczej sytuacja wygląda z wynajmującymi mieszkania - przecież można się spodziewać, że w nowo wybudowanych blokach czynsz będzie znacznie wyższy niż w wyburzanych mieszkaniach. I tutaj LKAB przychodzi z pomocą - przez pierwszych osiem lat po przeprowadzce kopalnia będzie się dokładała do czynszu (stopniowo zmniejszając swoją pomoc), by wyższe koszty mieszkania nie uderzyły w zmuszonych do przeprowadzki. Zdecydowanie pomyślano o wszystkim!
No dobra, ale co z przenoszeniem miasta? Nie burzeniem i odbudową, ale faktycznym przenoszeniem? W końcu wszyscy już chyba widzieli w internecie filmiki, na których wielki budynek jest umieszczany na przyczepie i powoli transportowany do nowej lokalizacji. Tak, ten proces też się odbywa - zaczął się dopiero w tym roku. Do relokacji wybrano niewiele - może około dwudziestu - budynków, które są lokalnymi zabytkami. To w większości drewniane domy pierwszych mieszkańców Kiruny. No i oczywiście kościół - jak to ujęła przewodniczka: "bo jest ładny, ludzie go lubią, odbywają się tam śluby i inne uroczystości, a nawet czasem ktoś wpadnie się pomodlić" ;). Z kościołem w sumie jest największy problem, bo znajduje się na wzgórzu, więc nie można go po prostu podnieść i przewieźć - do takiej relokacji potrzebna jest płaska droga. Dlatego już wkrótce świątynia zostanie rozmontowana na kawałki i w częściach przeniesiona do nowej dzielnicy - oczywiście na szczyt wzgórza :).
A co się dzieje z terenem po wyburzonych lub przeniesionych budynkach? LKAB zadbało o jego oczyszczenie i utworzyło tam Gruvstadsparken - kopalniany park miejski. To obszar zielony oddzielający miasto od kopalni, w którym umieszczono też wystawy poświęcone historii tego miejsca. Kiedy LKAB uzna, że ryzyko zawalenia poszczególnych obszarów jest zbyt duże, dane części parku zostaną ogrodzone i zamknięte.
Choć o przenosinach Kiruny czytałam już wcześniej, to sporo rzeczy ułożyło mi się w głowie dopiero po wizycie w kopalni. LKAB organizuje specjalne trasy z przewodnikiem, gdzie opowiadają o historii miasta, rozwoju kopalni oraz o tak fascynującym wszystkich procesie relokacji. Trasa trwa prawie trzy godziny, rozpoczyna się pod informacją turystyczną w centrum (dni i godziny znajdziecie tutaj). Nie jest to tania przyjemność - bilet dla osoby dorosłej kosztuje 360 koron (156 zł) i osobiście uważam, że przepłaciłam, zwiedzanie nie jest tyle warte ;). Bilet obejmuje transport autobusem do kopalni, zwiedzanie w środku (bardzo niewielka część jest udostępniona turystom), film reklamujący LKAB, fikę z kawą/herbatą i ciasteczkami oraz wstęp do muzeum kopalnianego. Niestety, żeby zmieścić się w tych niecałych trzech godzinach, przez muzeum się wręcz biegnie, nie mając czasu zwrócić na nic większej uwagi - trochę nie przemyśleli tego...
Przenosiny Kiruny to chyba najbardziej abstrakcyjna rzecz, o której miałam okazję posłuchać w Szwecji. Ale też niesamowicie fascynująca. Bo kto normalny wpadłby na pomysł, by przesunąć trochę miasto, bo chcemy sobie pod nim kopać? ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze