Advertisement

Main Ad

Z powrotem w Sigtunie

Pogoda nie była wystarczająco zachęcająca, by wsiąść na statek i popłynąć gdzieś na archipelag, a bardzo chciałam pokazać rodzicom coś poza Sztokholmem. W takiej sytuacji wybór był dla mnie dość prosty - położona zaledwie godzinę drogi od stolicy Sigtuna to w końcu idealne miasteczko na taki kilkugodzinny wypad. Sama byłam tam tylko raz (zobacz post) i wróciłam zachwycona. Co więcej, nie udało mi się wtedy zobaczyć wszystkiego, więc jadąc do Sigtuny po raz drugi, miałam zamiar nie tylko oprowadzać, ale też i zwiedzać :).
Idąc od przystanku główną uliczką, szybko stajemy przed ratuszem w Sigtunie. Ten "najmniejszy ratusz Skandynawii", jak zachwalają go ulotki, był zamknięty podczas mojej ostatniej wizyty w miasteczku. Teraz wielka tabliczka "Öppet" zachęca do wejścia, więc cóż innego nam pozostaje? ;) Wielkość budynku sprawia, że w środku są tylko dwa pomieszczenia. Jedno to niewielki pokoik, do którego można zajrzeć tylko zza sznurka zawieszonego w drzwiach. Drugi to mini-muzeum (bardzo mini), gdzie zmieści się zaledwie kilka osób jednocześnie.
Biorąc pod uwagę wczesną porę, liczę na to, że tym razem zajrzę do kolejnego miejsca, którego nie udało mi się odwiedzić rok temu. XIII-wieczny kościół mariacki (Mariakyrkan) jest położony zaledwie kilka minut spacerem od ratusza i - na szczęście - jest otwarty dla turystów.
Kościół wybudował w pierwszej połowie XIII wieku zakon dominikanów i choć współcześnie nie jest on już kościołem klasztornym, to wciąż jedyny funkcjonujący do dzisiaj w Szwecji kościół założony przed ten zakon. Warto zresztą wspomnieć, że to dominikanie upowszechnili w kraju budowle ceglane, kościół w Sigtunie był jednym z pierwszych tego typu budynków w Szwecji. Wybudowane niewiele wcześniej pozostałe kościoły Sigtuny, z których dziś zostały już tylko ruiny, powstały z kamienia.
Reformacja, która doprowadziła do upadku pozostałe budowle sakralne w Sigtunie, z kościołem mariackim obeszła się nadzwyczaj łaskawie. Choć klasztor dominikanów został rozebrany, a król Gustaw I Waza użył pochodzących z niego materiałów do budowy swego zamku, to sam kościół pozostał w użyciu - tym razem, oczywiście, dla Luteranów. XX-wieczne renowacje zrobiły swoje i wnętrze budynku naprawdę robi wrażenie.

Po zobaczeniu w środku ratusza i kościoła, można było już nieco zwolnić tempo. Nic więcej nie powinni nam zamknąć przed nosem ;). Sigtuna to takie miasteczko, po którym się po prostu przyjemnie spaceruje przy ładnej pogodzie. Pogoda była całkiem znośna jak na szwedzki czerwiec. Ot, kilkanaście stopni i słońce czasem przedzierające się przez chmury... I nawet nie padało! ;)

Co w Sigtunie uwielbiam najbardziej, to średniowieczne ruiny. Tuż przy kościele mariackim znajdują się pozostałości kościoła św. Olafa. W ubiegłym roku wstęp na teren ruin był zabroniony... w tym może i też, ale ktoś kłódkę do bramy zdjął i w środku było całkiem sporo ludzi. Na tyle dużo, że zrobienie dobrego zdjęcia w środku było właściwie niemożliwe :(


Za to kolejne ruiny (które po ubiegłorocznej wizycie były moimi ulubionymi... o ile można mieć ulubione ruiny) - kościoła św. Piotra były ogrodzone ze wszystkich stron. A jeszcze rok temu można było wszędzie wchodzić. Wygląda na to, że kamienie zaczęły się obsuwać i turystom więcej na ten teren wchodzić nie wolno. A szkoda, bo naprawdę było ciekawie :)
I okazało się, że jednak coś nam zamknęli przed nosem... Nie to, że chcieliśmy wejść do tego muzeum, ale gdybyśmy chcieli, to nie moglibyśmy, bo właśnie zamykali. A to już mógłby być problem, prawda? :P Muzeum Sigtuny w sezonie jest otwarte codziennie od 12 do 16, a wstęp kosztuje 50 koron. Poza sezonem jest otwarte tak samo, tylko bez poniedziałków, no i wtedy wstęp jest darmowy. Czy warto - tego nie wiem, my dotarliśmy na miejsce o 15:55 ;).
Lubię Sigtunę i na pewno tam jeszcze wrócę, choć z turystycznego punktu widzenia już nic nowego tam chyba nie zobaczę. Ale to po prostu idealne miasteczko na krótki wypad ze Sztokholmu (i to nawet na bilecie na komunikację miejską, bez dodatkowych opłat), by odpocząć od miejskiego zgiełku... choć w sumie, miejskiego zgiełku jakoś w Sztokholmie też nie zauważyłam ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze