Advertisement

Main Ad

Eurowizja czyli Europa Szwecją stoi

[ Konferencja Szwecji - fot. K. Szczęsny ]
Już za kilka godzin rozpocznie się finał 61 Konkursu Piosenki Eurowizji. Sztokholm, dzięki ubiegłorocznemu zwycięstwu Månsa Zelmerlöwa, jest organizatorem tegorocznej imprezy. A że Szwedzi Eurowizję uwielbiają, to akcenty eurowizyjne są widocznie niemal wszędzie. Już od dawna chciałam napisać o tej szwedzkiej fascynacji tym konkursem, ale zawsze uważałam, że moja wiedza na ten temat jest - delikatnie to ujmując - niewystarczająca. Jednak w tym tygodniu w Sztokholmie bawi mój najlepszy przyjaciel, który tematykę eurowizyjną ma w małym palcu, a sam cały ten tydzień spędza na festiwalu. Zapraszam Was więc dzisiaj na wpis gościnny - o Szwecji i Eurowizji odpowiada Konrad Szczęsny :).
[ Wieża City SkyLiner postawiona na Kungsträdgården na okres ESC ]
Przyjechałeś do Sztokholmu na Eurowizję. Pierwsze wrażenia?
Turystycznie Sztokholm jest miejscem wspaniałym - przede wszystkim z tego względu, że jest tu bardzo dużo przestrzeni dającej poczucie swobody. Mamy tu bardzo dużo przestrzeni otwartej, miejsc zielonych oraz wody, a to daje niesamowite wrażenie, kiedy spacerujesz po mieście i czujesz zapach morza. Poza tym my mieliśmy wyjątkowe szczęście do pogody, jakkolwiek wiem – to tak w ramach ciekawostki – że kiedy Sztokholm gościł Eurowizję w 2000 roku to pogoda była równie zajebista, przynajmniej tak się mówi. W związku z tym śmiejemy się, że Sztokholm jest idealnym miejscem dla Eurowizji, bo nie dość, że się zgrywa z pogodą, to jeszcze atmosfera jest sprzyjająca. Fanami konkursu jest bardzo dużo osób LGBTQ, dlatego też Szwecja jest idealnym miejscem dla Eurowizji, bo tutaj widok dwóch facetów idących za rękę nikogo nie gorszy ani nie dziwi. I ja myślę, że jeżeli chodzi o Szwecję i jej powiązanie z Eurowizją, to coraz częściej jest tak, że coraz więcej państw zwraca się do Szwecji z prośbą o wsparcie. Najczęściej z komponowaniem piosenek – tak było np. w tym roku, że z pierwszego półfinału do finału awansowały wszystkie kompozycje, w których palce maczali Szwedzi. To były kompozycje czeska, maltańska, to był Cypr i Azerbejdżan. Np. Azerbejdżan już słynie z tego, że co roku zwraca się do Szwedów. Są różne punkty widzenia – niektórzy uważają, że Eurowizja powinna w dużym stopniu lansować narodowe kompozycje, skoro jest to największy taki festiwal na świecie, bo owszem, mówimy o Europie, ale Eurowizja nie ma konkurencji na świecie. Bo ani Ameryka, ani Afryka, ani Azja nie mają swojej Eurowizji.
[ Sztokholm widziany z City SkyLiner ]
Azjowizji?
Był pomysł Azjowizji, ma to wrócić podobno pod egidą Australii, bo Australia nabrała już rumieńców, po raz drugi biorąc udział w tym roku. Dlatego też to ona miałaby być odpowiedzialna za przeniesienie formatu Eurowizji do Azji, a pierwsza edycja byłaby zorganizowana właśnie w Australii. Zobaczymy. Ponadto, tak w ramach ciekawostki, gdy rozpoczynała się konferencja Jamie-Lee, śmialiśmy się, że właśnie zaczyna się konferencja reprezentantki Japonii. Chodziło oczywiście o reprezentację Niemiec, bo Jamie-Lee bardzo się inspiruje kulturą orientalną. Aczkolwiek nie sądzę, że dzięki temu osiągnie jakikolwiek sukces, bo – jak rozmawiałem z dziennikarzami z zagranicy, to oni twierdzą, że jest to zbyt egzotyczne i niezrozumiałe. Tym bardziej, że piosenka jest o rozstaniu, a nagle wychodzi laska, która ma na głowie bliżej niezidentyfikowany obiekt i wygląda jak jakaś dziwna kopia mangi. I przy tym ma urodę – jakby to delikatnie powiedzieć – szynki opiętej w sznurek. Całość nie sprawa zbyt miłego wrażenia. Ale nie odchodząc od głównego wątku, to istnieje grupa osób, która uważa, że Eurowizja powinna być przedstawieniem kultury narodowej. W tym roku jest to reprezentacja Ukrainy, z której Jamala jest reprezentantką Tatarów Krymskich i język krymsko-tatarski pojawił się w tym roku na Eurowizji. Inni zaś twierdzą, że Eurowizja powinna lansować hity. Ta teza ma tyle samo przeciwników co zwolenników. Przeciwnicy twierdzą, że przez to Eurowizja staje się bardzo papkowata, czyli mamy szereg kompozycji, które są takim czystym, wygładzonym, radiowym popem. To chyba odbiera trochę ducha narodowości, rywalizacji itd., bo co z tego, że taka piosenka odniesie sukces, skoro ona ma tyle mniej więcej wspólnego z danym krajem, co Polska z walką o prawa LGBTQ. 

[ Zamek Królewski i wioska eurowizyjna na Kungsträdgården - widok ze SkyLinera ]
I jeszcze niemalże wszystko jest po angielsku...
Tak! Tak statystycznie niestety zaczęło z czasem wychodzić, że sukces odnoszą te piosenki, które są śpiewane po angielsku. Do tego wiadomo, Szwedzi są bardzo zapaleni na punkcie Eurowizji. Choć tak naprawdę nie wiem, czy na punkcie samej Eurowizji czy Melodifestivalen. Kiedy Szwecja odnosiła mniejsze sukcesy w Eurowizji, to zaczęto podkreślać, że dla Szwedów Melodifestivalen to jest coś zupełnie innego. To takie narodowe święto muzyki, natomiast Eurowizja to jest już gdzieś z boku, mimo stosunkowo dobrej oglądalności. Ale jak zaczęły się zwycięstwa i tryumfy Szwecji na Eurowizji, czyli wygrana Loreen w 2012 z „Euphorią” i Månsa w zeszłym roku z „Heroes”, to Szwedzi się chyba nagle odobrazili na Eurowizję i stwierdzili, że choć Melodifestivalen jest w porządku, ale i Eurowizja nie jest taka najgorsza, bo jednak ich tam doceniają. Tak to wygląda w Szwecji, a jeżeli chodzi o inne kraje, to bywa bardzo różnie. 

[ Wioska eurowizyjna na Kungsträdgården ]
W ostatnich badaniach przeprowadzonych w krajach wielkiej piątki (krajach, które są automatycznie kwalifikowane do finału, bo najwięcej płacą do Europejskiej Unii Nadawców na Eurowizję) pokazano, jak odbierana jest Eurowizja. I np. Brytyjczycy są bardzo sceptyczni. Nie zapomnijmy jednak, że od lat podejście Brytyjczyków jest mocno krytykowane, bo to jest jeden z największych rynków muzycznych. Nie musimy szukać daleko, żeby wymienić Adele, Florence and the Machine, Sam Smith i jeszcze mnóstwo innych artystów, którzy na przestrzeni lat zrobili całkiem niezłą karierę. I oni nie mają nic wspólnego z Eurowizją. BBC nie za bardzo wie jak traktować Eurowizję – o ile w czasach, kiedy był nakaz śpiewania w językach narodowych, mogła ona przynieść jakieś sukcesy. Oni mieli wtedy tę przewagę, że i tak śpiewali po angielsku, kiedy Europa wchodziła dopiero w krąg kultury anglosaskiej. Ale teraz, kiedy zmieniono zasady i od 1999 r. już nie trzeba śpiewać w językach narodowych… Notabene, kiedy zmieniono zasady, to kto wygrał pierwszą Eurowizję? Szwecja! I Charlotte Perrelli z „Take me to your heaven”. I od tego momentu Wielka Brytania przestała odnosić spektakularne sukcesy. Zatem w tych badaniach wyszło, że Brytyjczycy są mocno sceptycznie nastawieni do Eurowizji, nawet rozważają wycofanie się, a z kolei Szwedzi podeszli najbardziej optymistycznie. Ale dlaczego? Szwedzi mają dwa zwycięstwa w ostatnich latach – w tym momencie są na miejscu drugim, jeżeli chodzi o ogólną liczbę zwycięstw, odnieśli ich sześć, brakuje im jednego zwycięstwa, by wyrównać rekord Irlandii. A Irlandia, która też się posługiwała językiem angielskim, właśnie w latach dziewięćdziesiątych miała największe tryumfy, m.in. 3 razy z rzędu wygrała Eurowizję, później miała rok przerwy i jeszcze raz wygrała. To było ich ostatnie zwycięstwo w 1996 roku z Eimear Quinn i „The voice”. Później jeszcze przez jakiś czas oscylowali w okolicach TOP10, a potem nagle się to skończyło. I wtedy właśnie zaczęły wypływać takie kraje jak Szwecja, choć Szwecja też od 1999 r. i od zwycięstwa Charlotte miała swoje gorsze okresy, z kulminacją w 2010 r., gdy Anna Bergendahl nie awansowała do finału. To jest jedyny finał bez Szwecji jak do tej pory.

Wioska eurowizyjna na Kungsträdgården ]
Niemalże hańba dla kraju? ;)
Tak. To są takie przedziwne rzeczy, bo dla tej dziewczyny – a ona jest bardzo utalentowana – to był koniec. Więc widać, że jednak ta Eurowizja dla Szwedów była wyjątkowo ważna, bo jak nie było sukcesu, to nagle kariera Anny się skończyła. Niektórzy mówią, że teraz Eurowizja stała się Szwedowizją – właśnie z tego względu, że nie tylko piosenki komponowane przez Szwedów są bardzo mocno lansowane, ale po prostu zwracają się do nich różne kraje. Azerbejdżan, Czechy, również Malta zaczęła się zwracać w stronę Szwedów bardzo mocno. Zaczęto też zwracać się w stronę choreografów, tekściarzy itd., czyli Szwedzi zaczynają być wszędzie na Eurowizji. Jak się zaczyna szukać tych szwedzkich śladów, to nagle okazuje się, że tak z połowa prezentacji jest mniej lub bardziej powiązana ze Szwecją. Nie wiem, czy dokładnie połowa, może teraz przesadzam, ale w tym roku tego jest wyjątkowo dużo. Niektórzy boją się, że to przestaje być festiwal kultury europejskiej. Chociaż ja nie lubię słowa festiwal w odniesieniu do Eurowizji, bo festiwal ma jednak trochę inne znaczenie. W festiwalu chodzi trochę o przegląd kultury, jakieś koncerty tematyczne, a Eurowizja jest czystym konkursem. Tu nie ma żadnej dodatkowej otoczki, tu nie ma koncertów towarzyszących np. Abbie. Ona jest obecna, zawsze przywoływana, bo to jest ikona Eurowizji, natomiast nie ma bezpośrednio na antenie podczas transmisji koncertu poświęconego Abbie, gdzie artyści z różnych krajów europejskich śpiewają przeboje Abby. Nie ma czegoś takiego, bo to jest konkurs, kraj wystawia swojego reprezentanta i istnieje ten element rywalizacji od samego początku. Natomiast jeżeli to ma być konkurs europejski, w założeniu eksponujący różnorodność kulturową kontynentu, to skoro Szwedzi są odpowiedzialni za połowę tego, wychodzi na to, że Europa Szwecją stoi. I teraz niech każdy sobie odpowie na pytanie, czy tak jest czy nie jest i czy to dobrze czy też nie. Ponadto, w tym roku fani mają ogromną nadzieję, że wygra coś, co będzie bardziej z przesłaniem, bo Eurowizja niestety skręciła w stronę technologii. I za to też jest odpowiedzialna trochę Szwecja.

[ Reprezentacja Szwecji - fot. K. Szczęsny ]
Måns.
Po zeszłorocznym zwycięstwie Månsa wszyscy się zastanawiają, czy wygrała piosenka czy prezentacja. Wielu mówi, że piosenka sama w sobie też się broniła, ale dopiero na scenie zyskiwała z prezentacją. I to jest ciekawe, że Szwecja nie wygrała w głosowaniu widzów, tam była trzecia, zaś wygrały Włochy. Wygrała w głosowaniu jurorów. Jurorzy wylansowali Szwecję, natomiast w ich głosowaniu trzecie były właśnie Włochy. Rozmawiamy właściwie w przeddzień finału Eurowizji i nie wiem, czy wygra Rosja, która jest typowana przez bukmacherów. Warto wspomnieć, że Rosja bardzo mocno udoskonaliła to, co zrobił Måns. Jego prezentacja była bardzo spójna z piosenką, natomiast Rosja poszła w efekciarstwo w tym roku. Jak przeczyta się tekst piosenki, jak spojrzy się na tę prezentację, to tekst piosenki do prezentacji ma się nijak. Ten ekran z tyłu, który miał Måns, został na tyle udoskonalony, że wysuwają się pewne elementy i reprezentant Rosji Sergey Lazarev, który jest jedną z największych gwiazd muzyki rosyjskiej, chodzi po nich. Więc wszyscy mówią, że jest to show – tylko pytanie, czy na tym ma polegać Eurowizja? Bo pamiętajmy, że najczarniejsze czasy Eurowizji, o czym mówią fani, to był początek lat 2000, kiedy faktycznie chodziło o choreografię, zmienianie kostiumów, o całą otoczkę. Wtedy zarzucano Eurowizji, że nie lansuje żadnych hitów, mimo że jest największym na świecie tego typu wydarzeniem. 

[ Euroclub pod Zamkiem Królewskim ]
To się zmieniło mniej więcej od czasu zwycięstwa Alexandra Rybaka w 2009 – „Fairytale” z Norwegii. I dlaczego? Dlatego, że powrócono w tym roku do jury. Żeby była jasność, chronologicznie rzecz ujmując, do 1997 roku decydujący głos miało jury. Potem dopuszczono 8 krajów do televotingu, między innymi chyba Włochy i Austria. I od 1998 do 2008 tylko widzowie decydowali – dla wielu to były czarne lata Eurowizji. Właśnie efekciarstwo zaczęło się liczyć – nie piosenka, nie potencjał radiowy itd., tylko efekciarstwo. W 2009, jak powróciło jury – na początku tylko do finału – zaczęto kłaść nacisk na coś innego. Wtedy Eurowizja zaczęła lansować hity, „Fairytale” Rybaka, Lena i „Satellite” z Niemiec, Ell i Nikki – co prawda kompozycja, dzięki której wygrali, została kupiona w Szwecji, i to jest jedyne zwycięstwo Azerbejdżanu. Później była Loreen i „Euphoria”, która była absolutnie europejskim hitem, do tej pory granym nawet w Polsce. A uwierzcie mi, że w Polsce, choć Eurowizja jest bardzo popularna (jeżeli kogokolwiek zapytasz o Eurowizję, to on wie, co to jest), to te piosenki z Eurowizji były bardzo rzadko grane, a „Euphoria”, „Satellite” i „Heroes” są grane do tej pory. To zaczął być bardzo ważny element - zresztą wspominając pokrótce, jak wygląda głosowanie jurorów? To nie jest tak, że ci ludzie głosują sobie tak po prostu, oni mają kryteria – mają oceniać prezentację sceniczną, wokal, ale mają też np. takie kryterium jak potencjał piosenki w kontekście radiowym, czyli hitowość kompozycji. Moim zdaniem dzięki temu Eurowizja trochę zyskuje na jakości, bo nie może być tak, że to będzie byle jaka kompozycja, ale zrobimy coś do niej na scenie i jakoś to będzie. Ten rok pokazał – Islandia była takim przykładem  - że może być faworyt fanów, który nie awansuje do finału mimo bardzo efekciarskiego występu. Moim zdaniem właśnie tutaj zadziałał ten czynnik, że ta kompozycja była po prostu słaba i jurorzy jej zapewne nie wsparli. Zapewne, bo wyniki będą ogłoszone dopiero w sobotę po finale, żeby nie wpłynąć na ostateczny rezultat. Bo wiadomo, diaspory się bardzo uaktywniają, polska diaspora również. Z rozmów z dziennikarzami z innych krajów wiem, że Polacy w Wielkiej Brytanii, w Irlandii, Norwegii, Holandii, na Islandii itd. bardzo mocno wspierają zawsze Polskę w televotingu. 
[ Nawet taksówki są eurowizyjne ;) ]
Chyba podobno nie można było głosować na Szpaka ze Szwecji w tym roku, bo mogą głosować tylko kraje biorące udział w tym samym półfinale? A internet był pełen wiadomości „jak mogę na niego zagłosować, już, teraz?”.
Tak. Ja jestem redaktorem portalu eurowizja.org, który jest oficjalnym portalem Stowarzyszenia Miłośników Konkursu Eurowizji z Polski i np. przyszło pytanie, jak można głosować na Szpaka z Austrii? Odpowiedzieliśmy, że Austria brała udział w pierwszym półfinale, więc nie ma szans, żeby głosować. Dostaliśmy odpowiedź: „Naprawdę? Dlaczego?”. Dla nas to jest oczywiste – kraj był przydzielony do innego półfinału. Musi być ten podział, bo jest za dużo krajów w Eurowizji i jakby widzowie mieli ocenić ponad 30 kompozycji z różnych krajów, to oni by usnęli przed telewizorami. I tak finał, w którym jest 26 kompozycji, jest bardzo nużący dla wielu. Teraz zaczyna się mówić o tym, że to za dużo, że obejrzenie ok. 20 piosenek byłoby w porządku, ale tych 26 to już jest naprawdę męczące.
Zapamiętaj i wybierz. Zwłaszcza, jeśli nie oglądałeś wcześniej i to jest pierwsze „spotkanie” z piosenkami.
Dokładnie. Więc to jest twardy orzech do zgryzienia, ale Polska prawdopodobnie ze Szwecji też dostanie punkty, bo tu też jest bardzo dużo Polaków – sama wiesz, bo tutaj mieszkasz. 

[ Półfinały... - fot. K. Szczęsny ]
Ale nie mogę głosować, bo mam firmowy telefon :(
Ano właśnie. Diaspory głosują i wspierają, ale jeśli chodzi o jurorów, to Polska padła ,,ofiarą" w 2014 roku, kiedy w televotingu zajęliśmy 5 miejsce, natomiast u jurorów zajęliśmy jedno z ostatnich miejsc. Donatan i Cleo z „My Słowianie” – to był bardzo duży hit w Polsce i zagranicą, ale szczególnie w Irlandii i Wielkiej Brytanii wygraliśmy w televotingu, a u jurorów zajęliśmy ostatnie miejsce. Teraz to się trochę zmieniło, więc mówię, jak było do zeszłego roku: jurorzy tworzyli cały ranking państw, podobnie było z głosowaniem widzów. Czyli teraz, jak ktoś zajął pierwsze miejsce w televotingu, a ostatnie u jury, to nie dostawał punktów, dlatego że suma 1+26 nijak nie daje punktów wystarczających do zakwalifikowania się do TOP10, po prostu. Zazwyczaj to skutkowało tym, że Polska była na 11-12 miejscu, niewiele brakowało, ale jednak brakowało, by dostać jakiekolwiek punkty. W tym roku się to zmieniło i Szwedzi postanowili oddzielić głosowanie widzów od jurorów. Będzie to wyglądało tak w finale, że połączenia z różnymi krajami będą bardzo krótkie, bo sekretarz będzie podawał tylko najwyższą notę, a reszta się wyświetli automatycznie na ekranie i będą to tylko punkty jury. Punkty widzów odczytają prowadzący – sumując głosy, zaczynają od ostatniej pozycji. Nie wiem, jak to będzie dokładnie wyglądać, czy wyczytają tylko TOP10 czy wszystkie kraje, koncepcje się zmieniają. Punkty są dodawane do tych od jurorów, które wcześniej były wyświetlone na tablicy, kraj po kraju, od końca do początku. Ma to zwiększyć emocje, bo np. w ubiegłym roku było wiadomo już mniej więcej od połowy, że Szwecja wygra. Więc z punktu widzenia rozrywki telewizyjnej jest to raczej nudne. Natomiast teraz ma być tak, że są te punkty jurorskie, ale to tylko połowa, a potem Måns i Petra będą wyczytywali kolejno kraje. To spowoduje, że zostanie np. 5 krajów, wiesz, że mają oni sporo punktów, ale wszystko się może zmienić. Tak jest z Melodifestivalen i oni przenieśli ten schemat na Eurowizję. Myślę, że jest to dobre rozwiązanie.

[ Globen - tutaj odbywa się Eurowizja ]
Czyli zasady konkursu są ustalane przez kraj prowadzący? To nie jest odgórnie?
Nie, to jest konsultowane z Europejską Unią Nadawców, natomiast każdy nadawca organizujący ma pole manewru. Jeżeli grupa referencyjna zatwierdzi pomysł, to jest on wprowadzany. A Szwecja, wiadomo, ma bardzo duży wpływ na to, co się dzieje na Eurowizji. I tak to wygląda. Kto wygra? Zobaczymy, mówi się o Rosji i o Ukrainie, ale podkreślić należy, że te dwa kraje są mocno polityczne. Eurowizja zawsze polityczna była, ale jednocześnie stara się trochę od tej polityki odżegnywać. Moim zdaniem skorzystać na tym może Australia, która ma bardzo dobrą wokalistkę z X-Factora, Dami Im, notabene Koreankę, która w wieku 9 lat przyjechała do Australii i ma bardzo radiową kompozycję. Więc to kryterium radiowości ona spełnia, a nie spełnia go moim zdaniem ani Rosja, która jest ciężka i ma wojskowy wręcz beat, ani Ukraina, która jest bardzo etniczna. Więc gdyby miał to być hit, dobrze, gdy byłaby to Australia albo Szwecja, czyli Frans z „If I were sorry”, bo to są takie nowe trendy w muzyce. Poza tym Szwecja jest jedynym nordyckim krajem w finale. Wszystkie kraje nordyckie – Norwegia, Finlandia, Dania i Islandia – poległy na etapie półfinałowym. Bardzo rzadko się to zdarza, w tym roku się to akurat zdarzyło, więc Szwecja na pewno na tych sąsiedzkich głosowaniach zyska. Choć zastanawiam się, czy faktycznie wszystkie kraje nordyckie ją wesprą, bo wcale to nie jest takie oczywiste, czy wesprą Szwecję czy właśnie Australię. Na pewno republiki postradzieckie się podzielą między Ukrainę i Rosję, zależy też, jak zagłosuje Zachód, a Zachód może zagłosować na Australię. Więc ja obstawiam, że Australia wygra. Szwecja co prawda powiedziała, że oni by bardzo chcieli wyrównać ten rekord Irlandii, czyli brakuje im jednego zwycięstwa, ale fani Eurowizji nie do końca lubią Szwecję, bo jest drogo. Do tego w Szwecji Eurowizję organizuje się albo w Sztokholmie albo w Malmö, więc skoro teraz był Sztokholm, to pewnie za chwilę byłoby Malmö. Göteborg podobno odpada, nie wiem, czy jest to kwestia hali, ale mówi się, że to jest taka wioska, w której nic nie ma. Zresztą myślę, że Szwecja bardzo mocno wyszła naprzeciw oczekiwaniom – miasto jest ładnie przystrojone, Euroclub jest w samym centrum przed pałacem królewskim, wszystko jest dosyć dobrze skomunikowane. Globen jest miejscem kultowym dla fanów Eurowizji, tych, którzy śledzą też Melodifestivalen. Wszyscy wspominają, że kiedy podczas Melodifestivalen są ogłaszane te piosenki, które przeszły, to mówią „direkt till Globen är…”. 

[ Wejście do Centrum Prasowego ]
A może jeszcze coś z dziennikarskiego punktu widzenia?
Podobno centrum prasowe jest mniejsze niż było rok temu w Wiedniu. Nie wiem, dla mnie i tak jest duże. Każdy powinien mieć własny sprzęt – jestem w stanie to zrozumieć, bo podobno wcześniej rozgrywały się dantejskie sceny, gdy ludzie starali się zajmować sobie wspólne komputery. Są tam specjalne kabiny do przeprowadzania wywiadów, są tzw. pidgeon holes, czyli każdy dziennikarz ma swoją półkę, na której delegacja może zostawić np. singiel. Ja mam tych singli chyba 11. Przyjechałem tylko na drugi tydzień, to jest dosyć późno, bo pierwsze konferencje prasowe są już w pierwszym tygodniu, a całe przygotowania do Eurowizji to są pełne dwa tygodnie. W pierwszym tygodniu daje się wizytówki do Head of Press, na których jest numer skrzynki, tej pidgeon hole, a on tam później wkłada single i różne inne gadżety. To jest bardzo ciekawe, bo wydawałoby się, że w dzisiejszych czasach wydawanie singli w formie materialnej jest mało opłacalne, ale na Eurowizji to jest wciąż żywe. Mało tego, np. w tym roku Czechy są na bogato, bo dają torbę, kubek termiczny, pocztówki. Ukraina też na bogato – jest plakat, są pocztówki, takie bransoletki gumowe na rękę; San Marino ma np. pendrive’a, są przeróżne gadżety rozdawane. Frans ze Szwecji dawał czapeczkę i singla w czarnej torebce z napisem „If I were sorry”. Pamiętam historie o reprezentantach Białorusi, którzy np. własne jedzenie tu przynosili w ramach reklamy, co stanowiło już jakimś kuriozum absurdu. Ale wiadomo, że kraje wschodu mają to do siebie, że bardzo lubią się pokazać – zastaw się, a postaw się. W centrum prasowym ma się kawę, herbatę i wodę. Szwedzi w tym roku dodali też ciastka i owoce. Natomiast ja słyszałem, że jak była Eurowizja w Moskwie czy w Kijowie, to tam nawet alkohol był za darmo. 

[ Eurowizyjne gadżety ]
Wbrew pozorom światek eurowizyjny jest mały. Wiadomo, każdy kraj ma swoich wysłanników, czasem oni się zmieniają, ale generalnie to są ci sami ludzie od lat. Np. Szymon z Polski, który w tym roku sprawuje funkcję Head of Press – to jest jego chyba dwunasta Eurowizja. Ja się osobiście skumałem z Head of Press Czech, bo jestem nieco psychofanem tegorocznej piosenki czeskiej. I nawet ich dorwaliśmy w Euroclubie i o 5 rano śpiewaliśmy im piosenkę czeską – byli poruszeni. Z takich moich największych ciekawostek w Sztokholmie: wracaliśmy ok. 5 nad ranem z Euroclubu i czekaliśmy na autobus, nagle patrzę, ktoś stoi na przejściu nieco wstawiony i dziwnie się do mnie uśmiecha. Pytam znajomego, kto to, a on: „reprezentant Danii”. W Euroclubie też np. reprezentant Estonii, który niestety nie zakwalifikował się do finału, wczoraj bawił się do samego rana, przedwczoraj tak samo. Jak podeszliśmy do niego po półfinale, by powiedzieć, że i tak był spoko, odpowiedział: „wiem, i tak jeszcze wrócę na Eurowizję”. Okazało się, że on jest fanem Eurowizji. Była reprezentantka Finlandii, która tańczyła i śpiewała, mimo że też jej się nie udało awansować do finału. To jest chyba tak, że publiczność eurowizyjna jest najbardziej wdzięczna. Nie licząc Rosji, która jest często buczana z powodów politycznych, bo tam się nie przestrzega praw LGBTQ i właśnie dlatego podczas występów Rosji wywiesza się tęczowe flagi. Zawsze jest manifestacja. A poza Rosją wszystkie kraje są bardzo ciepło przyjmowane i nie ma praktycznie kraju, który by nie miał wsparcia. Mało tego, najfajniejsze w Eurowizji jest to, że nie jest tak, że kraje wspierają tylko siebie, bardzo często wspierają też inne reprezentacje. W tym roku czeski komentator powiedział podczas półfinału, że polscy fani bardzo mocno wspierali Gabrielę, więc oni solidarnie będą wspierali Polskę. To jest bardzo fajne. Jeśli tym się żyje, to jest niesamowite doświadczenie, bo ma się bezpośredni dostęp do tych ludzi... Ale się rozgadałem niesamowicie.
[ Globen wieczorową porą - fot. K. Szczęsny ]
To może coś na zakończenie?
Oglądajcie finał, kibicujcie faworytom i bardzo bym chciał, żeby w tym roku wygrała piosenka. Wiem, że prezentacja to jest rzecz ważna, ale ja bym chciał, żeby wygrała piosenka. Podobno Szwecja nie wesprze Rosji, bo uważa, że to jest plagiat Månsa. Zobaczymy, kogo wesprze Szwecja – jest gospodarzem i to są zawsze takie honorowe punkty. Szwecja nie będzie miała innych Skandynawów w tym roku do wsparcia, więc ciekawe, co z tą Australią – rok temu Szwedzi dali Australii 12 punktów. Podejrzewam, że w tym roku ten scenariusz może się powtórzyć. Oglądajcie, oceniajcie i wspierajcie swoich faworytów i niech wygra najlepszy!

A ja osobiście baaaardzo dziękuję za tak obszerne informacje i zdjęcia "od środka" :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze