Advertisement

Main Ad

Odrobina szwedzkiej literatury...

Zamiast pisać oddzielnie o każdej książce, zdecydowałam się robić podsumowania. Przede wszystkim dlatego, że czytam dość regularnie i zdarzałoby się, iż co drugi post musiałby być poświęcony kolejnej powieści. A mimo wszystko nie jest to blog o literaturze ;). Dzisiaj chciałabym polecić wam kilka szwedzkich książek, które ostatnio przeczytałam. Kilka z nich mogę włączyć do wyzwania Szwecjobloga, pozostałe przeczytałam po prostu z ciekawości. I mam nadzieję, że zaciekawię was nimi na tyle mocno, byście sami zechcieli sięgnąć po niektóre z nich ;).

Majgull Axelsson - Ja nie jestem Miriam (org. Jag heter inte Miriam)
Jeśli śledzicie mojego bloga, na pewno już zauważyliście moją fascynację książkami Axelsson. "Ja nie jestem Miriam" to powieść, która zdecydowanie poruszyła mnie najbardziej. Choć liczy sobie ponad 500 stron, przeczytałam ją w niecałe 2 dni. Na pewno miał na to wpływ świetny styl pisania autorki, który sprawia, że czytelnik czuje się niemal częścią historii. Jednak najsilniejszym punktem "Ja nie jestem Miriam" jest zdecydowanie fabuła.
Kiedy przeczytałam w recenzji, że książka opowiada o wspomnieniach z obozu koncentracyjnego, podeszłam do niej bardzo sceptycznie. Nie mogłam sobie jakoś wyobrazić, jakim cudem szwedzka pisarka, urodzona już po II Wojnie Światowej, może być w stanie w realistyczny sposób przedstawić te wydarzenia. Miałam taki moment całkiem niedawno, że z zainteresowaniem czytałam wspomnienia więźniów obozowych. Były one okropne i wstrząsające, ale pomogły mi stworzyć całkiem wyraźny obraz w głowie. Może dlatego "Ja nie jestem Miriam" nie potrafiła mnie do siebie przekonać... na początku. Autorka odwiedziła obozy, czytała wspomnienia, rozmawiała z wieloma osobami... I napisała historię, obok której nie można przejść obojętnie.
Miriam to cygańska dziewczyna, która - by przeżyć Auschwitz - udaje Żydówkę, bo nawet Żydzi mieli większe szanse na przeżycie od Romów. Miriam to także starsza pani, wiodąca spokojne życie w Szwecji, otoczona rodziną nieznającą zbyt dobrze jej przeszłości. To normalny styl opowiadania u Axelsson - mieszanie przeszłości i teraźniejszości. W "Ja nie jestem Miriam" ta mieszanka jest jeszcze bardziej dobitna, bo porównujemy okropieństwa wojny ze spokojną Szwecją... ale czy naprawdę tak spokojną? Czy Szwecja jest naprawdę tak tolerancyjna dla tych, co szukają pomocy po strasznych doświadczeniach z czasu wojny? Te pytania uderzają jeszcze bardziej zwłaszcza teraz, gdy temat tolerancji i pomocy przewija się we wszystkich mediach. "Ja nie jestem Miriam" wstrząsa bardzo mocno. A osobiście uważam ją za najlepszą powieść Axelsson.
W wyzwaniu Szwecjobloga: punkt 6 - w tytule jest imię albo nazwisko.
Majgull Axelsson - Pępowina (org. Moderspassion)
W wielu komentarzach i recenzjach natrafiłam na opinię, że "Pępowina" to najlepsza z książek Axelsson. Szczerze mówiąc, po zapoznaniu się z krótkim streszczeniem, nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego. "Małe szwedzkie miasteczko. Jesienny sztorm. Nadciąga powódź. Grupa mieszkańców znajduje schronienie w restauracji Minny. (...) Stres wyzwala w nich skrajne emocje, uwalnia demony przeszłości, na jaw wychodzą coraz mroczniejsze tajemnice..." Nie wiedzieć czemu, po takim opisie oczekiwałam czegoś zupełnie innego od tego, czym okazała się być "Pępowina". A jest ona zbiorem różnych historii, często smutnych i poruszających. Może oczekiwałam jakichś wyjątkowych momentów gdzieś w sercu sztormu, gdy zdesperowani ludzie "uwalniają te skrajne emocje".. a sztorm jest tylko tłem, przyczyną, która zgromadziła ich wszystkich razem. Ale większość swoich tragedii trzymają oni w sobie. Dowiadujemy się o nich nie z dialogów, ale dzięki temu, że każdy rozdział został napisany z perspektywy innej osoby.
Myślę, że ma to ogromne znaczenie, kim są ludzie, którzy utknęli w restauracji. Najpierw Minna, wychowywana wpierw przez samotną matkę, potem jej młodszą siostrę, starająca się dać swojej nastoletniej córce to, czego sama nie doświadczyła. Jej pomoc kuchenna, Anette, której całe życie kręci się wokół męża alkoholika. Emerytowany strażak, Tyrone, wezwany do pomocy w obliczu zagrożenia powodzią. Ritva, dziennikarka poszukująca sensacji na tyle dużej, by news zapewnił jej stałą posadę w redakcji. Oraz małżeństwo - Marguerite i Henrik. Ona - była aktorka, on - ważny biznesmen. Grupa ludzi, których teoretycznie nic nie łączy. Dopóki nie zaczynają drążyć przeszłości i odkrywają zaskakujące i niesamowite powiązania między sobą...
Choć fabuła oraz styl są tak świetne jak zwykle, było jednak kilka irytujących elementów w "Pępowinie". Przede wszystkim znaczące marginalizowanie męskich bohaterów. Kobiety w historiach są silne i pełne emocji - ich postacie są bardzo wyraziste. Nie da się wręcz nie współodczuwać ich emocji. Ale przy tym mamy też kompletnie nijakich mężczyzn - Tyrone'a mogłoby tu właściwie nie być (choć przecież cały rozdział jej napisany z jego perspektywy), a Henryk jest tylko irytujący, nic poza tym. Do tego jeszcze cały ten wielki "sekret" związany z córką Minny... Nawet najlepsza historia traci część swojego uroku, gdy łatwo można przewidzieć jej zakończenie...
W wyzwaniu Szwecjobloga: chyba tylko punkt 15 - ma więcej niż 250 stron (choć u mnie pod tym punktem była już "Ta, którą nigdy nie byłam").
Majgull Axelsson - Dom Augusty (org. Slumpvandring)
Tak, kolejna książka Axelsson ;). Jakoś tak, gdy zaczęłam czytać jej książki, po prostu nie mogłam przestać, chciałam sięgnąć co rusz po coś nowego. A "Dom Augusty" od początku wydawał się być typową książką Axelsson. Mamy tu 3 pokolenia kobiet - silnych, niezależnych kobiet, które skupiają na sobie całą uwagę. Najpierw Augusta, matka niechcianej córki, która nie znała nawet swego ojca. Córka więc idzie w jej ślady, dokładnie tak samo. Następnie wnuczka Augusty, Alicja - nikogo chyba nie dziwi, że dziewczyna w wieku 16 lat zachodzi w ciążę ani że ojciec dziecka gdzieś znika. No i prawnuczka Augusty, Andżelika - wciąż nastolatka, ale już na dobrej drodze, by kontynuować "rodzinną tradycję", jednak zwrot fabuły sprawia, że jej życie wygląda inaczej niż innych...
Z jednej strony kobiece postacie są tu bardzo wyraziste. Wydają się być silne, że wiedzą, czego oczekują od życia... ale ich życie jest pełne tragedii. Jednak czytelnikowi ciężko przychodzi współczucie bohaterkom. Bo kiedy matka każe swojej córce wyznać, czyje dziecko nosi ona w sobie, a dziewczyna "jednak milczała i myśląc o Eryku, Edvinie, Bertilu, Allanie, Olafie i Gunnarze, chowała za włosami siebie i swój wstyd." Z jednej strony po prostu nie da się nie myśleć, że bohaterki dostają to, na co sobie zasłużyły. Ale z drugiej... jak bardzo ich zachowanie wynika z ich doświadczeń z rodzinnego domu? Jak matka niechcianej córki, nieznającej nawet swojego ojca, może oczekiwać, że ta córka nie pójdzie w jej ślady? Kiedy facet tłumaczy swój stosunek do przybranej córki przez "Kiedy miałem dziesięć lat, dostawałem lanie skórzanym pasem, do dzisiaj mam na plecach blizny" i wydaje się być zaskoczony odpowiedzią, że "przemocy nie można usprawiedliwiać przemocą". Ale czy ta lekcja nie przychodzi za późno?
Tak, "Dom Augusty" to typowa książka Axelsson. Z pozornie silnymi kobietami, które próbują sobie jakoś radzić z osobistymi tragediami. Z kompletnie słabymi i nijakimi facetami, którzy w najgorszym przypadku są źródłem problemów, w najlepszym - po prostu ich nie ma. Czasem aż się zastanawiam, czy Axelsson nie jest jedną z tych szalonych feministek, która po prostu nie znosi facetów za to, że są facetami ;). A może to tylko taki styl pisania... Mamy tu przeszłość wymieszaną z teraźniejszością, gdzie chwila obecna to czas Andżeliki i starszej Alicji, gdzie Augusta zmarła już całe lata temu. Przeszłość zaś opiera się na wspomnieniach Alicji z czasów jej młodości oraz na opowieściach Augusty, których Alicja wysłuchiwała jako nastolatka. I mamy fabułę, która pewnie byłaby bardzo poruszająca, gdyby nie to uczucie, że "to już wszystko kiedyś było w innych książkach"...
W wyzwaniu Szwecjobloga: znów ma więcej niż 250 stron, ewentualnie polskie tłumaczenie - w tytule jest imię albo nazwisko.
Linda Olsson - Niech wieje dobry wiatr (org. Nu vill jag sjunga dig milda sånger)
Chyba chciałam odpocząć nieco od tych wszystkich trudnych historii pisanych przez Axelsson. Sięgnęłam po "Niech wieje dobry wiatr", nie wiedząc nic o tej książce. Upewniłam się tylko, że to żaden horror ani kryminał - i to mi wystarczyło. Tytuł brzmiał łagodnie, zarówno w oryginalnej wersji ("Teraz chcę ci zaśpiewać łagodne piosenki"), jak i w polskim tłumaczeniu, i taka sama wydaje się być też książka. Cała fabuła skupia się na życiu dwóch kobiet, które nagle zostają sąsiadkami. Astrid to starsza pani, która całe swoje życie spędziła w jednym miejscu i nigdy nie była z nikim naprawdę blisko. Veronika to córka jakiegoś konsula czy ambasadora, od dzieciństwa przyzwyczajona do podróży. W jej wspomnieniach podróżujemy do Londynu, Nowej Zelandii, Tokyo... Teraz wróciła do Szwecji, by uspokoić swoje emocje i napisać kolejną książkę. Te kobiety wydają się tak od siebie różnić, jednak niespodziewanie zostają najlepszymi przyjaciółkami.
Gdyby "Niech wieje dobry wiatr" skupiało się tylko na chwili obecnej, byłaby to piękna opowieść o przyjaźni właściwie bez granic. Ale obie kobiety mają bardzo bolesną przeszłość i te wspomnienia nie tylko pomagają czytelnikowi poznać Astrid i Veronikę lepiej, ale też ukazują, jak trudno było dojść do tych spokojnych chwil gdzieś w szwedzkim miasteczku. Czasem ta ilość trudnych historii sprawiała, że czułam się, jakbym wciąż siedziała z książką Axelsson w ręku, ale potem ten inny styl pisania oraz nadmiernie optymistyczne podejście - mimo wszystko - pozwalały mi zauważyć, że Olsson przedstawia tu jednak swoją historię :).
Bo doświadczenia Olsson są bardzo widoczne w "Niech wieje dobry wiatr". Autorka od wielu lat mieszka w Auckland, w Nowej Zelandii, i miasto to jest wyjątkowe dla jednej z bohaterek. Zarówno te najszczęśliwsze, jak i najbardziej bolesne wspomnienia Veroniki zostały w Auckland. "Niech wieje dobry wiatr" to pierwsza książka w dorobku Olsson i wydaje się również tą najpopularniejszą. Później napisała ona jeszcze 3 książki, ale wygląda na to, że tylko jedna ("Sonata dla Miriam") doczekała się przekładu na język polski. Może któregoś dnia sięgnę i po nią? :)
W wyzwaniu Szwecjobloga: punkt 11 - jest debiutem literackim autora. Choć nadawałoby się też do punktu 9 - akcja nie rozgrywa się (tylko) w Szwecji.
Do tego, może nie do końca jest to prawdziwa literatura, ale dla mnie te książki stanowią największe wyzwanie. Po prostu dlatego, że czytam je od razu po szwedzku :). Pożyczyłam od kolegi z pracy kilka książek dla dzieci, bo chyba nie ma lepszej metody na podstawową naukę języka. Ostatnimi dniami przeczytałam "Sov nu, Vesta-Linnea!" ("Idź spać, Vesta-Linnea!") autorstwa Tolve Appelgrena oraz Sally Salvolainen, oraz "Nicke Nyfiken på sjukhus" ("Ciekawski Nicke w szpitalu"), w oryginale napisane przez M. & H.A. Rey, szwedzkie tłumaczenie - Gallie Eng.
Myślałam, że sięgnę po książki dla dzieci dopiero za kilka miesięcy, gdy będę się czuła już pewniej z moim szwedzkim, ale koledzy z pracy zachęcali mnie do zrobienia tego już teraz. I - nieco zaskakująco - rozumiałam właściwie 80-90% tekstu bez najmniejszych problemów. Spodziewałam się, że będę próbować zrozumieć cokolwiek bez słownika, ale szybko zmieniłam zdanie. Sprawdzałam każde słowo, którego nie rozumiałam i nie było ich tak wiele (tak, jestem z siebie dumna, choć to tylko książki dla dzieci ;) ). I naprawdę uważam, że to świetny sposób do nauki nowych, przydatnych słówek i to od razu z ich użyciem w praktyce (bo przecież wszystkie są częścią prostych zdań). No dobra, nie tylko przydatnych słówek. Pierwsze, które zapamiętałam, to "brunnshäxan" - "czarownica ze studni". Tak, spodziewam się, że będę go często używać :P
Ale mogę to przecież umieścić w wyzwaniu Szwecjobloga jako punkt 2 - książka dla dzieci.

Prześlij komentarz

2 Komentarze

  1. Majgull Axelsson jest już na półce i czeka na swoją kolej :)
    Uwielbiam książki dla dzieci ;) Też staram się czytać w oryginale, póki co skupiłam się na Astrid :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja o Astrid też myślę, ale nie wiem, czy już jestem językowo gotowa :D

      Usuń