Advertisement

Main Ad

8 rzeczy, do których nigdy się nie przyzwyczaję w Szwecji

No więc emigrowaliśmy. Możemy lubić te nasze nowe kraje lub też nie, ale niezależnie od tego, jak długo przyszło nam w nich żyć, niektóre różnice będziemy zauważać zawsze. Mieszkam w Szwecji łącznie już ponad 1,5 roku, niektóre rzeczy już dawno zaakceptowałam, ale niektóre są wciąż dla mnie kompletnie obce. Już od dłuższego czasu myślałam o takim poście, więc kiedy nasz Klub Polki na Obczyźnie zasugerował taki projekt, od razu wiedziałam, że muszę się przyłączyć! :) W ramach projektu jesiennego każda z nas pisze o rzeczach, do których jest nam się najtrudniej przyzwyczaić w krajach, w których mieszkamy. Tutaj znajdziecie pełną listę naszych postów, a ja Wam teraz trochę poopowiadam o rzeczach w Szwecji, które potrafią we mnie nieraz wzbudzić niezłą frustrację... ;)

1. Ciemność (i jasność)

Słońce? A co to takiego? Chociaż teraz, jesienią, nie jest jeszcze tak źle, ciemne zimowe dni są już coraz bliżej. W połowie października dzień wciąż trwa ok. 10 godzin, ze wschodem słońca ok. 7:30 i zachodem ok 17:30, co naprawdę jest jeszcze w porządku, tylko pół godziny krócej niż w moim rodzinnym Lublinie. Ale wiem też, że wkrótce te zmiany będą postępować coraz szybciej... a takie ciemne, krótkie dni mogą być naprawdę przygnębiające. Kiedy idziesz do pracy po 8, a dzień się dopiero powoli zaczyna i wiesz, że skończy się znacznie wcześniej niż tobie będzie wolno wyjść z pracy. Gdy czasem jeździłam bardziej na północ, to sama myśl o tym, że dzień tam się zaczyna po 9 i kończy ok. 14 sprawiała, że nie miałam ochoty wychodzić z łóżka. Naprawdę rozumiem, dlaczego tutaj wszystkie dekoracje świąteczne w miastach pojawiają się znacznie wcześniej, ludzie po prostu potrzebują więcej światła dookoła.
I, naturalnie, wygląda to kompletnie odwrotnie w lecie. Jak spacerowałam sobie tutaj z rodzicami i już chciałam wracać do domu... "Ale jeszcze jest dzień!" - stwierdziła mama. Cóż, był. Ale była już też 23, a ja rano musiałam wstawać do pracy... Bez dobrych zasłon najzwyczajniej w świecie nie da się spać, bo gdy zerkniesz przez okno, to chcesz wstawać, widząc "dzień". Choć równie dobrze może to być 23, 3 albo 6 rano - w sumie wszystko wygląda tak samo. Jasno. W Sztokholmie to słońce jeszcze zachodzi na te 2-3 godziny, ale bardziej na północ potrzebujesz po prostu dobrych zasłon. Bardzo dobrych.

2. Temperatura w mieszkaniach

Nie będę tu narzekać na szwedzką pogodę (robię to wystarczająco często na co dzień :P), bo ogólnie to zgadzam się ze Szwedami - nie ma złej pogody, są tylko niewłaściwe ubrania. Ale moje podejście zmienia się o 180 stopni, gdy przychodzi do temperatury w mieszkaniu. Nie zwracałam na to wcześniej uwagi, mieszkając w studenckich pokojach w nowym budownictwie, ale kiedy zaczęłam wynajmować mieszkania, zwłaszcza w starych budynkach... Nie znam dokładnych norm prawnych, ale słyszałam już od kilku Szwedów - więc nie mam powodów, by im nie wierzyć - że prawo nakazuje administracjom utrzymanie temperatury w budynkach mieszkalnych nie mniejszej niż 18 stopni. A uwierzcie mi, 18 stopni to po prostu zimno, zwłaszcza, gdy do tego dojdzie przeciąg z nieszczelnych okien. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że w nowszym budownictwie jest trochę lepiej, ale wciąż większość moich znajomych płaci wysokie rachunki za prąd w zimie, bo włącza dodatkowe ogrzewanie...

3. Systembolaget

Myślę, że nikomu, kto choć raz odwiedził Szwecję, nie trzeba przedstawiać tego miejsca. Państwo ma monopol na sprzedaż napojów alkoholowych powyżej 3,5%, czyli właściwie wszystkiego mocniejszego od słabego piwa (o smaku wody). A alkohol można kupić wyłącznie w specjalnych sklepach o nazwie Systembolaget, które znajdują się głównie w centrach miast oraz większych centrach handlowych - więc jeśli mieszkasz w malutkim miasteczku, jest dość prawdopodobne, że musisz wybrać się po zakupy do większego miasta, by kupić jakikolwiek alkohol. I pamiętaj - sklepy są otwarte tylko w określonych godzinach, co oznacza, że na tygodniu nie kupisz już alkoholu po 18-19, a w soboty po 15. W niedziele i święta sklepy są pozamykane. Więc ogólnie, jeśli w środku imprezy skończy się alkohol, albo wracasz późno zmęczony z pracy i masz ochotę na piwo, czy nagle wpadają niezapowiedziani goście... bawcie się dobrze przy Coca-Coli! :P

4. Nikomu się nigdzie nie spieszy 

Cóż, to pewnie zależy od osobistego podejścia, kto i jak to postrzega. Znam wiele osób, którym to się akurat w Szwecji podoba, że ludzie są tacy spokojni, nigdzie się nie spieszą... Dla mnie to z kolei jest bardzo frustrujące. Może dlatego, że nawet na zwykły spacer idę takim tempem, jakby za chwilę miał mi uciec autobus. Że schodów ruchomych używam po to tylko, by szybciej wspiąć się na górę, a nie stać z boku i podziwiać tyłek osoby przede mną. Że jeśli już idę w zatłoczone miejsca, takie jak dworce czy stacje metra, to raczej w celu pojechania dokądś i pewnie muszę złapać pociąg w określonym czasie. Więc za każdym razem, jak ktoś blokuje schody ruchome toną toreb tak, że nie da się przejść, albo gdy idzie sobie kilka osób obok siebie i rozmawia i nie można ich ominąć z żadnej strony... Czasem mam ochotę krzyknąć - ludzie, jak chcecie spacerować, to idźcie do parku, a nie na dworzec!

5. Jedzenie

Brakuje mi polskiego jedzenia. Tęsknię za tym, by pójść sobie do centrum jakiegokolwiek polskiego miasta i za każdym rogiem móc znaleźć knajpkę z miejscowym jedzeniem. A tutaj... pójdź sobie do centrum jakiegoś miasta. Indyjska restauracja, włoska, grecka, meksykańska, tajska, chińska... Ba, myślę, że prędzej znajdzie się lokalną knajpkę z Nowej Zelandii czy jakiegoś Hondurasu niż ze Szwecji. Oczywiście, zaraz usłyszysz argument, że przecież "szwedzkie klopsiki dostanie się bez problemu w każdej restauracji!", ale bądźmy szczerzy, co takiego wyjątkowego jest w klopsikach? No i bułeczki cynamonowe, choć bardzo smaczne, to przecież nie mogą być nazwane "tradycyjnym szwedzkim daniem". Naprawdę ciężko tu znaleźć coś typowo szwedzkiego, co byłoby naprawdę smaczne... i znośne cenowo. Jakoś mnie nie dziwi, że większość moich gości w Szwecji i tak kończy w McDonald's.

6. Żadnych tajemnic

Nie, to nie jest normalne, że każdy, kto wie jak się nazywasz, może sprawdzić w internecie twój adres, datę urodzenia, numer telefonu (jeśli udostępniony) i stan cywilny. Że jeśli zapłaci jakąś niewielką kwotę, to może poznać twoją historię kredytową. Że tak łatwo można sprawdzić właściciela samochodu zaparkowanego na ulicy. I pewnie dużo, dużo więcej, ale czuję się lepiej, nie znając zbyt wielu szczegółów :P. Szwedzi mają kompletnie inne podejście do prywatności niż to znane nam z Polski i choć osobiście jestem zbyt nieciekawą osobą, by ktokolwiek chciał się zainteresować moim życiem prywatnym, wciąż nie podoba mi się to, że tyle wrażliwych danych na mój temat da się bez problemu znaleźć w internecie.

7. Pranie

Ja naprawdę rozumiem, że łazienki buduje się tutaj niewielkie, więc wciśnięcie tam jeszcze pralki byłoby wręcz niemożliwe (zwłaszcza do mojej łazienki, w której wręcz niemożliwe wydaje się nawet wzięcie prysznica, tak jest malutka :P). Ale ten system rezerwacji pralki gdzieś w piwnicy... W miejscu, gdzie mieszkam, są do zabukowania 4 "miejscówki", w skład każdej wchodzą 2 pralki i 2 suszarki. I to wszystko na cały ośmiopiętrowy blok, gdzie mamy może coś ok. 20 mieszkań na piętro? Jeśli chcesz zabukować pranie w nocy, zazwyczaj nie ma z tym problemów, ale osobiście nie jestem zwolenniczką takich zajęć pomiędzy północą a 3 rano na ten przykład. A że na tygodniu 18-21 to nieco "niebezpieczna" godzina dla mnie (nigdy nie mogę być pewna, czy wrócę z pracy przed 18, bo oficjalnie pracuję właśnie do tej godziny, a jak się spóźnię, to ktoś może zająć moje miejsce) a 21-24 to już jednak za późno, więc robię pranie w weekendy. Co zawsze wymaga wybrania jednej z trzech opcji: albo rano (ale wstawanie rano w weekend... naprawdę?), albo w środku dnia (zaakceptuj fakt, że wtedy właściwie cały dzień siedzisz w domu) albo wieczorem (więc brak planów na wieczór i wcześniejszy powrót do domu). Cóż, przynajmniej uczy to lepszego gospodarowania czasem...

8. Lipiec to miesiąc wakacji

Początek lipca. Finanse wciąż w pracy, bo najpierw trzeba zamknąć drugi kwartał, zanim pojedzie się na zasłużone wakacje. Wysyłasz e-mail z kilkoma pytaniami i kilka sekund później dostajesz zwrotkę: "Jestem na urlopie, wracam w połowie sierpnia". I jest to kompletnie normalne. W Szwecji mamy 25-30 dni płatnych wakacji, a do tego 10 dni dodatkowego czasu w pracy, co łącznie daje nam ok. 35-40 dni płatnego urlopu na rok. I większość osób korzysta z tego, biorąc dłuuugi urlop (przynajmniej te 3-4 tygodnie) w lecie. Więc nie dziwi już fakt, że nic się wtedy nie da zorganizować w pracy, bo wszyscy są "out of office". Że wiele restauracji i innych firm usługowych się wtedy zamyka, bo pracownicy powyjeżdżali. To normalne. Może dla mnie było to nieco bolesne w tym roku, bo nie przysługiwał mi jeszcze pełny wymiar urlopowy, więc po 2 tygodniach musiałam wrócić do pracy... Kolejny problem, jaki widzę w związku z tym tematem - choć możliwe, że to tylko u mnie w firmie - choć krótki urlop można wziąć w niemal każdym okresie, ale długi tylko wtedy, kiedy wyjeżdżają wszyscy - lipiec i Boże Narodzenie. A to może być bardzo bolesne z finansowego punktu widzenia :P.
Jesienny projekt dedykujemy akcji "AUTOSTOPEM DLA HOSPICJUM" - Przemek Skokowski wyruszył autostopem z Gdańska na Antarktydę, by zebrać 100 tys. zł. na Fundusz Dzieci Osieroconych oraz na rzecz dzieci z Domowego Hospicjum dla dzieci im. ks. E. Dutkiewicza SAC w Gdańsku. Na chwilę obecną brakuje 35 tys. Jeśli podoba Ci się nasz projekt, bardzo prosimy o wsparcie akcji dowolną kwotą.
Więcej info: www.siepomaga.pl

Prześlij komentarz

14 Komentarze

  1. W pełni rozumiem co czujesz względem puntu 7 - pranie. Mieszkam w Szwajcarii i tutaj jest dokładnie to samo. Z reguły również muszę zaadoptować do tego jeden dzień w weekend. Najgorzej, kiedy zdarzy się jakiś "wypadek" w domu i nie możesz szybciutko tego zaprać. Plama ma wtedy szansę dobrze się wgryźć do tego dnia, w którym masz wyznaczone pranie.
    Ze słońcem chyba nie miałabym problemów, za tu u siebie mam kłopot, że góry przybliżyły mnie o tego ciała niebieskiego, na które od lat mam alergię...
    Co więcej... każdy kraj to swoista specyfika, i albo się przyzwyczaimy, albo pora wracać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, w Polsce są też rzeczy, do których ciężko się przyzwyczaić, mimo urodzenia się i życia tam przez lata :D To chyba bardziej kwestia plusów przeważających nad minusami :)

      Usuń
  2. Ciemność rozjaśniają mi lampy i świeczki. Jasność latem uwielbiam a w nocy blackouty i dajemy radę. Temperaturę w domu na szczęście reguluję sama. Zapasy procentów uzupełniane w Polsce i na bezcłówce stoją w barku. Śpieszyć się nie lubię i to powolne tempo zwykle, podkreślam zwykle doceniam. Kiedy nie - okaże się z moim wpisie. Jedzenie... no cóż zgadzam się. Ale jeśli już ląduje w fastfood to tylko MAX (wpis niesponsorowany). Brak tajemnic przeszkadza mi tylko trochę ze względu na specyfikę mojej pracy ale póki co jeszcze negatywów nie odczułam. Pralkę mam w mieszkaniu a potem w domu od początku. A urlop z konieczności z mężem vikariatem biorę poza okresem kanikuły... za to większe koszty zawsze odczuwam bo muszę brać w ferie szkolne. Ale o co Ci kochanie chodzi z tymi 10 dniami dodatkowego czasu wolnego poza urlopem?????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, da się wszystko jakoś obejść. Świeczki nawet lubię i fakt, sporo pomagają :) Ale mimo wszystko nie lubię ciemności :D
      Co do 10 dodatkowych dni to akurat specyfika mojej firmy. W końcu tu się nie pracuje 40 godz. w tygodniu tylko jakiś ułamek mniej, prawda? Moja firma rozwiązała to w ten sposób, że pracujemy 40 godzin, a te pozostałe godziny możemy odebrać kiedy chcemy, całościowo daje to 10 dni w skali roku :).

      Pozwoliłam sobie usunąć informacje o Twoich wykasowanych komentarzach.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. No ale te ciemnosci sa i w Polsce. Nawet jesli troche mniejsze. Ale taka roznica wiele nie daje. Z reszta jak pomysle, jak w Polsce bylo, szaro, buro, bez sniegu cala zime... wole tu te ciemnosci ze sniegiem (zwykle)... No nieeee heltid to 40 godzin, fika wliczona w czas pracy, lunch nie... O zadnym innym pelnym wymiarze godzin nie wiem... Spoko, sunelam, bo nie moglam dojsc doladu z zaznaczeniem, ze chce dostawac informacje o dalszych komenarzach ;)

      Usuń
    3. Hahah, no wiesz, ja ze wchodu jestem, to wręcz przyzwyczajona do zimniejszych i dużo bardziej białych zim (ale też słonecznych) niż tutaj nad morzem :) Dla mnie tu jest bardziej szaro i ponuro, no i jednak zauważalnie mniej słońca :)
      Co do wymiaru godzin... prawnych regulacji nie znam i w googlach po angielsku nie widzę, a szwedzkiego aż tak nie znam...Bądź co bądź u nas w systemach komputerowych dzień pracy trwa coś ok. 7,8 godziny a nie 8, a że pracujemy 8h, to te 0,2 się gromadzą. U nas to są dni wolne, ale niektóre firmy mają np. krótszy dzień pracy przez część miesięcy w roku.

      Usuń
  3. Jak dla mnie alkohol nie jest podstawą dobrej imprezy. Tego można by się od Szwedów nauczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, nie jest, ale jest dla ludzi. A dorosły człowiek sam powinien sobie umieć określić limity, bez pomocy państwa. :)
      Zaś co do Szwedów, z moich obserwacji wynika, że dla nich akurat alkohol jest podstawą dobrej imprezy znacznie bardziej niż dla nas. Choć oczywiście nie można generalizować ;)

      Usuń
    2. Najbardziej rozwala mnie reklama, uzasadniajaca istnienie Systembolaget... Ja uwazam, ze zadne zakazy jeszcze nikogo nie uchronily przed uzaleznieniem...

      Usuń
  4. Serio pozwalają wam robić pranie w nocy??? U nas tylko do 21 bylo... W święta zamknięte.
    (pierwszy wpis blogowy poświęcilam tej anomalii, dobijała mnie!!)
    Teraz w domku piorę kiedy mi się żywnie podoba - szwedzki synonim WOLNOŚCI :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie w poprzednim bloku było chyba od 8 do 22, ale tu jest całą noc - widocznie dobrze wyciszona pralnia :D
      Również pozdrawiam! :)

      Usuń
  5. Z tego co piszesz to Szwedzi mają wiele wspólnego z mieszkańcami południa. Niespieszenie się i oszczędzanie na ogrzewaniu, okresy urlopowe w których nic nie załatwisz bo nikogo nie ma - to rzeczy wspólne do których sama nie mogę się przyzwyczaić jako szybkochód, ciepłolub i mająca parcie na wszeklą aktywność. Ciekawe co Szwedowi czy innemu obcokrajowcowi przeszkadzałoby w Polsce? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, trochę podobieństw się na pewno znajdzie. Na szczęście Szwedzi są dość dobrze zorganizowani i się nie lubią spóźniać, bo tego bym już nie zdzierżyła :D

      Usuń
  6. Dorotka, tez mam takie wrazenie czytajac niektore wpisy naszych Wloszek i Hiszpanek. Choc nie w 100%...

    OdpowiedzUsuń