Advertisement

Main Ad

Pałac, park i szwedzka wiosna

Właściwie to zaczęło się od tego, że postanowiłam zacząć biegać. Pół biegać, pół maszerować - będąc szczerą, ale to akurat nie ma teraz znaczenia. To, co znaczenie ma, to fakt, gdzie zdecydowałam się to robić i  tu muszę wspomnieć, że właściwie to mieszkam w bardzo fajnej okolicy. Blisko wybrzeża i z wieloma ścieżkami biegnącymi wzdłuż kanałów i jeziora. Więc kiedy sobie szłam (bo to była ta połowa, kiedy szłam akurat) wzdłuż jednej ze ścieżek, którą możecie zobaczyć na powyższym zdjęciu, zaczęłam myśleć o jakimś miejscu dobrym na odpoczynek. I wtedy wypatrzyłam to...
Ogólnie to na Hornsbergs Strand (bo tak właśnie nazywa się ta okolica tak odpowiednia do spacerowania) jest wiele ławeczek i miejsc, by się po prostu zatrzymać i odpocząć. Mając za plecami niewielkie domki z przylegającymi do nich ogródkami, a przed sobą Kanał Karlberg z wieloma łódkami zacumowanymi przy molo. Zrobiłam sobie przerwę na jednym molo i przyglądałam się budynkowi przede mną. Tak, wiedziałam wcześniej, że za kanałem znajduje się pałac. Ale wiedziałam również, że pałac ten nie jest udostępniany zwiedzającym, bo stanowi on siedzibę Akademii Wojskowej. A jako że w Sztokholmie na różne pałace natrafia się co i rusz, nie byłam jakoś szczególnie zainteresowanie zobaczeniem akurat tego. Ale tym razem siedziałam na molo, nie mogąc złapać oddechu (bardziej raczej z braku kondycji, niż ze względu na bycie pod wielkim wrażeniem, tak myślę) i myślałam, że ten pałac to akurat chcę zobaczyć.
Skierowałam się do Pałacu Karlberg (Karlbergs Slott) w niedzielne popołudnie, korzystając z pięknej szwedzkiej wiosny (lub innymi słowy tych wyjątkowych 3 godzin bez deszczu). Wszędzie rozstawione tabliczki informowały, że to obszar wojskowy, dostępny dla zwiedzających tylko pomiędzy 8-22.
Pałac wybudowano w stylu neoklasycznym, ukończono go w 1795 r. Nieszczególnie żałowałam, że nie można go zwiedzać w środku, bo odkrywanie jego okolicy, w tym przyjemnego parku z tyłu, było wystarczająco ciekawe, by spędzić tam trochę czasu :).
Na placu przed pałacem umiejscowiono kilka armat. Chociaż można podejść bliżej, by zrobić zdjęcia, to wielkie, czerwone znaki zabraniają siadania na nich... Co to za przyjemność zrobić zdjęcie z armatą, jeśli nie można na niej usiąść? :P
Biorąc pod uwagę, że do wspomnianej 22 zostało jeszcze kilka godzin, obeszłam pałac dookoła. Spodziewałam się tylko krótkiego spaceru po parku i byłam naprawdę zaskoczona tym, na co w nim natrafiłam.
Tuż za pałacem znajduje się inny placyk, a na jego końcu zobaczyłam duży kamień runiczny. Jeśli czytaliście mój post z Vallentuny, to już wiecie, że naprawdę uwielbiam takie rzeczy, więc szybko podeszłam bliżej. Kamień pochodzi z XI wieku a z tabliczki ustawionej przy nim można wyczytać jego znaczenie oraz historię.
Zgłębiając się dalej w park, zdałam sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec odkryć tego dnia ;). Tuż za rogiem znalazłam pomnik wzniesiony przez króla Oskara I oficerowi Wilhelmowi von Döbeln. Był on jednym z kadetów Akademii Karlberg i zginął w bitwie pod Lipskiem w 1813 r.
Park Karlberg - jak każdy inny park w Szwecji - przyciąga wielu biegaczy. Ja spacerowałam powoli, modląc się, by się nie wywalić na mokrych po deszczu ścieżkach. A inni biegali wokół i jakoś nikt po chwili nie leżał na ziemi... No dobra, jedna osoba leżała, ale reszcie widać nie przeszkadzało śliskie błoto zamiast chodników.
Kontynuując mój spacer, stanęłam naprzeciwko... świątyni Neptuna. Jedna z ostatnich rzeczy, jakie spodziewałam się znaleźć w szwedzkim parku, ale cóż, nie ma rzeczy niemożliwych. Świątynię wzniesiono w 1792 r., a w XX wieku została przekształcona w świątynię Diany... Bardzo skandynawscy bogowie, prawda? :P
Szukając małych tabliczek, znaczących inne ważne miejsca w parku, dotarłam do niewielkiego grobu. Całkiem zaskoczona, przeczytałam, że to miejsce pochówku Pompe... psa. Ale że był to pies króla Karola XII, więc park przypałacowy to przecież najodpowiedniejsze miejsce na taki pochówek ;).
Większość zdjęć wygląda, jakby była zrobiona latem, ale nie wierzcie złudzeniu ;). Maj w Szwecji był... daleki od moich oczekiwań ;). "Szwecja nie doświadczyła tak mokrego maja od 1962 r., według meteorologów, z opadami dwukrotnie wyższymi od średniej o tej porze roku" - pozwolę sobie zacytować The Local. "Sztokholm nie miał tak deszczowego miesiąca o tej porze roku przez ponad dwa stulecia (...). Pogoda była również zimniejsza niż przeciętnie, z temperaturami przekraczającymi 20C tylko przez trzy dni w Skanii na południu kraju." A ja naprawdę mam nadzieję, że czerwiec przyniesie... chociaż wiosnę ;). Choć prognozy pogody nie są tak optymistyczne :(.
A zdjęcie poniżej przedstawia to, co zobaczyłam, siedząc na molo po drugiej stronie kanału. Warto było się przejść, prawda? :)

Prześlij komentarz

2 Komentarze

  1. Jak to od biegania mozna przejść do zwiedzania:) A jedno i drugie bardzo pozyteczne :) Lubię też tak odkrywac okolicę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie :) Nawet myślałam, by włączyć ten park w moją trasę biegania, ale potem podliczyłam kilometry i stwierdziłam, że jeszcze długo tyle nie przebiegnę :D

      Usuń