Advertisement

Main Ad

Przedświąteczna wizyta w Lublinie

Więc wczoraj rano, po pakowaniu późną nocą, opuściliśmy Sztokholm i skierowaliśmy się na lotnisko Skavsta. Wyglądało na to, że Szwecja sobie powoli przypomina, że w grudniu powinien padać śnieg, bo w pobliżu lotniska mogliśmy zobaczyć niewielką białą warstewkę. W Modlinie przywitała nas cieplejsza pogoda... i mój tata, który zabrał nas prosto do Lublina. Wczoraj spędziliśmy wieczór z rodziną, ale dzisiaj nie chcieliśmy spędzić całego dnia w domu. Więc teraz zobaczycie trochę zdjęć z tego przedświątecznego spaceru po Lublinie :)
Zaczęliśmy zwiedzanie od trasy podziemnej, która jest jedną z nowszych atrakcji miejskich i o której czytałam wiele pozytywnych komentarzy. Trasa trwa ok. 40 minut i teraz, poza sezonem, jest tylko kilka wejść dziennie. Jako że do następnego wciąż mieliśmy trochę czasu, poszliśmy do sklepu z pamiątkami, a o 14 zeszliśmy do podziemi.
Trasa zaczęła się od "lekcji" historii Lublina. Przewodnik oprowadzał nas z jednej piwnicy do drugiej, opowiadając historię miasta. Ogólnie trasa wydawała się bardzo krótka, jako że po wysłuchaniu każdej z części szybko przemieszczaliśmy się do innej piwnicy, nie mając czasu, by się zatrzymać, rozejrzeć czy porobić zdjęcia. Potem była krótka prezentacja o pożarze w Lublinie w XVIII wieku i była to najciekawsza część trasy, jakkolwiek z przydługim i nudnym wstępem.
Jeśli ta trasa była rozczarowaniem dla mnie, która przecież rozumie po polsku, nie chcę myśleć, jak to odebrał Kolumbijczyk. Dostał kartkę po angielsku z wyjaśnieniem tego, o czym mówi przewodnik... Tylko, że często było zbyt ciemno, by cokolwiek czytać, a do tego informacje w stylu "jako że zilustrowano to też dźwiękami, nie powinno być problemów ze zrozumieniem"... Cóż, jakoś nie ma nic specjalnego w tych lubelskich podziemiach.
Z podziemi wyszliśmy na Plac po Farze, o którym pisałam już w moim poprzednim poście o Lublinie. W Polsce wciąż nie ma zimy, więc stare miasto wygląda nieco smutno i szaro.
Jako że wciąż mieliśmy trochę wolnego czasu, zdecydowałam, że pójdziemy do muzeum miejskiego w Piwnicy pod Fortuną. To jedna z najnowszych atrakcji Lublina - fajne nowoczesne muzeum. Ponadto mieliśmy szczęście i bilety kosztowały tylko połowę ceny w promocji (co było miłe, ale i bez tego bilety są tanie - zaledwie 10 zł za normalny).
Rozpoczęliśmy zwiedzanie od sali z instrumentami tortur. Jakkolwiek nie była duża, naprawdę podobało mi się, jak wszystko przygotowano. Ciekawe wystawy z informacjami po polsku, angielsku, niemiecku i ponadto napisane alfabetem Braille'a. Robiło wrażenie!
Jedną z sal jest dawna winiarnia ze ścianami i sufitem pokrytymi polichromiami z XVI wieku. Była to jedyna część muzeum, gdzie weszliśmy z przewodnikiem, który w ciekawy sposób opowiadał o historii tego miejsca i znaczeniu malowideł.
Muzeum jest naprawdę ciekawe, ale nie mieliśmy czasu, by obejrzeć wszystkie sale, bo byliśmy umówieni z moimi przyjaciółkami. Więc z muzeum poszliśmy prosto do pobliskiej restauracji na pizzę i piwo :)
Kiedy skończyliśmy, było już wystarczająco ciemno, by zacząć naszą sesję zdjęciową ;). Niestety na starówce nie ma dekoracji świątecznych, ale nocą Lublin i tak wygląda niesamowicie!
Bo jak tu nie lubić kotów? A już zwłaszcza tych kotów, które podchodzą do ciebie i potrzebują twojej uwagi ;)
W pobliżu Trybunału stoi choinka, a w oknach można zobaczyć niewielkie dekoracje, ale raczej niewiele więcej. Dlatego też przeszliśmy przez Bramę Krakowską i skierowaliśmy się na Krakowskie Przedmieście, które znacznie lepiej przygotowano na święta :)
Naprzeciwko ratusza postawiono większą choinkę i pierwsze z dekoracji: renifera z saniami. Niestety, tylko sanie się świeciły i nie było żadnych działających lampek na reniferze :( Chyba miasto oszczędza prąd :P
Cały deptak na Krakowskim Przedmieściu udekorowano płatkami śniegu na latarniach. Widzieliśmy tam też grupę kolędników. Nie ma śniegu, ale wciąż można poczuć, że zbliżają się święta!
W wielkiej bombce również nie wszystkie lampki działały. Myślałam o zrobieniu kilku zdjęć ze środka, ale było zbyt ciemno (większość żarówek była wyłączona) i nie wyglądało to za ciekawie. Jeden dzień, nowe atrakcje turystyczne - dotąd nieznane rodowitej lubliniance ;), no i lubelskie ozdoby świąteczne. A jutro już opuszczamy Lublin. Ameryka Południowa czeka!

Prześlij komentarz

0 Komentarze