Advertisement

Main Ad

Pochód czarownic, czyli Walpurgia w Göteborgu

O szwedzkich obchodach nocy Walpurgi pisałam już dwa lata temu, gdy poszłam oglądać ognisko na sztokholmskiej wyspie Långholmen. Wszystko wydało mi się wtedy tak prosto zorganizowane. Ot, krąg ludzi zebrany wokół stosu drewna, który podpaliła gromadka dzieciaków (oczywiście, pod okiem dorosłych). Wiadomo, fajnie coś takiego zobaczyć, ale ciężko to w ogóle nazwać jakimikolwiek obchodami. Rok temu pojechałam na majówkę do Londynu, czyli ognisko miałam z głowy. A wciąż ciekawiło mnie Valborg powiązane z czymś więcej niż tylko podpaleniem stosu drewna. Więc gdy w niedzielny wieczór wróciłam do pokoju hotelowego, zmęczona po całym dniu zwiedzania Göteborga, po prostu wrzuciłam w wyszukiwarkę dwa słowa Valborg i Göteborg. A potem zaczęłam przeglądać wyniki z mapą w ręku ;).
Moją uwagę natychmiast przykuł Slottsskogen, położony tuż przy Muzeum Historii Naturalnej. W internecie wspomniano coś o koncertach, czarownicach i masie różnych wydarzeń od 17 aż do 23. Stwierdziłam, że brzmi to znacznie ciekawiej niż sam stos, więc bez wahania skierowałam się do Slottsskogen. Ogień miano podłożyć o 21, więc byłam tam już godzinę wcześniej, by zobaczyć, co tam się jeszcze dzieje... no i zająć dobre miejsce z widokiem na ogień ;).
Naprzeciw stosu wzniesiono niewielką scenę, z której rozbrzmiewał melodyjny pop. Garstka osób ustawiła się w pobliżu sceny, większość jednak porozkładała koce i grille wszędzie dookoła parku i rozgrzewała się zapasami wprost z Systembolagetu ;). Nie wspomnę już, jak to wszystko było zaśmiecone... Swoją drogą zastanawiałam się, jak oni są w stanie wysiedzieć na tej ziemi - było zaledwie kilka stopni powyżej zera, od wilgotnego podłoża ciągnęło na maksa... Zanim się to wszystko zaczęło, zdążyłam zamarznąć na kość, choć miałam na sobie dwa swetry, kurtkę z polarem, no i oczywiście rękawiczki. Widać brakowało mi tylko systembolagetowego znieczulenia ;).
Muzyka ze sceny ucichła jakoś 10 minut przed planowanym rozpoczęciem głównego show. Przy barierkach ustawionych dookoła stosu zgromadził się już spory tłum ludzi w każdym wieku ;). Prowadzący ze sceny próbowali coś tłumaczyć, ale ciężko było im się przebić przez gromadę rozkrzyczanych dzieciaków. Ok. 21 rozpoczęło się odliczanie - nikt chyba nie wie, do czego... Bo gdy się skończyło, wszyscy zaczęli się drzeć jeszcze głośniej, ale poza tym nic się nie stało ;). Jednak dało się zauważyć, że wszystko idzie w dobrym kierunku, bo ochrona kazała się rozstąpić ludziom z jednej strony i przygotować przejście do stosu. W końcu rozpoczęto kolejne odliczanie, a gdy ludzie wokół udowodnili, że lekcje matematyki nie poszły na marne i umieją liczyć do 30, na szczycie wzgórza pojawił się niewielki płomień.
Płomień wkrótce rozdzielił się na kilka mniejszych i zaczął się zbliżać do zgromadzonych przy stosie ludzi. Grupa osób przebranych za wiedźmy wmaszerowała do kręgu z poniesionymi pochodniami i zaczęła krążyć wokół stosu. Po krótkiej chwili dołączyła do nich niewielka orkiestra, również cała na czarno, wybijająca rytm na bębnach.
Pochód obszedł stos kilkakrotnie, co i rusz podchodząc do zgromadzonych dookoła osób. Szczególnie dzieciaki miały frajdę, gdy wiedźmy nagle doskakiwały, próbując je przestraszyć. Ot, machały pochodniami, robiły groźne miny i maszerowały w rytm bębnów.
Zdjęcia tego wszystkiego nie oddadzą, dlatego nakręciłam też krótki filmik:
W końcu podłożono ogień pod stos, nie przerywając pochodu i pokazu. Jeden z mężczyzn żonglował pochodniami i demonstrował różne sztuczki z ogniem - nic dziwnego, że przyciągnął uwagę większości publiczności. Kiedy ognisko zapłonęło w pełni, ochrona znów otworzyła bramki, pozwalając całemu pochodowi opuścić krąg.
Jej, jak mnie ucieszył ten ogień! Po godzinie stania w miejscu nie czułam już palców u nóg i telepałam się z zimna. Najchętniej to bym podeszła jeszcze bliżej, ale barierki jednak po coś podstawiono ;). Stałam przy stosie dopóki całkowicie nie rozmarzłam, dopiero potem zebrałam się na tramwaj wśród powoli rozchodzącego się tłumu. Wiosnę przywołać się udało, już następnego dnia Göteborg tonął w słońcu, a temperatury sięgnęły całych 15 stopni. I porównując noc Walpurgi w Göteborgu do tej sprzed dwóch lat w Sztokholmie, mogę powiedzieć tylko jedno - warto wybrać się gdzieś, gdzie zorganizują coś więcej niż tylko ognisko ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze