Advertisement

Main Ad

Być w Panamie i nie widzieć Kanału...

...to jakby w Panamie nie być wcale. Bo to już nawet nie chodzi o to, że Kanał Panamski stał się dla kraju jedną z największych atrakcji turystycznych. To też ważny element jego historii i siła napędowa jego gospodarki. I właśnie pod tym kątem Kanał fascynował mnie najbardziej i wiedziałam, że tej atrakcji odpuścić sobie nie mogę.
Na całej długości Kanału zbudowano trzy zestawy śluz - dwa od strony Pacyfiku (Pedro Miguel i Miraflores) oraz jeden od strony atlantyckiej - Gatun. Śluzy Miraflores znajdują się na obrzeżach Panama City i (w pewnym tylko stopniu, oczywiście) zostały udostępnione turystom. 
Na miejsce przyjechałam przed 10 rano, zgodnie z zaleceniem koleżanki. Rano i późnym popołudniem przez śluzę przepływają duże statki, których obserwowanie jest zdecydowanie ciekawsze niż małych łódeczek. Jako zagraniczna turystka za wstęp do Miraflores zapłaciłam 15$ (61 zł), a bilet obejmował wstęp do muzeum poświęconego budowie i rozbudowie Kanału Panamskiego, krótki film po angielsku lub hiszpańsku o historii i roli Kanału, no i oczywiście wstęp na taras obserwacyjny. Gdy odstałam swoje w kolejce do kas (nie tylko mnie skusiło obserwowanie większych statków), zostało mi pół godziny do wyświetlenia filmu w języku angielskim. Postanowiłam zatem spędzić te pół godziny na tarasie, a zwiedzanie muzeum zostawić sobie na po filmie.
Statek wydawał się niemalże dotykać bokami brzegów Kanału i poruszał się wręcz ślamazarnie, z obu stron prowadzony przez niewielkie pojazdy. Gdy kompletnie już wpłynął pomiędzy dwie śluzy, mogłam obserwować, jak powoli się one zamykają. Powolny ruch wody był niemal niezauważalny, jednak po paru minutach statek uniósł się w górę, a cała przestrzeń pomiędzy śluzami wypełniła się wodą. Gdy woda osiągnęła już ten sam poziom, co znajdujące się dalej jezioro Miraflores, śluzę otworzono i statek mógł wypłynąć dalej. Miał on następnie do pokonania właśnie to niewielkie jezioro, za którym czekały kolejne śluzy - Pedro Miguel, których zadaniem jest podniesienie statków jeszcze wyżej, na poziom jeziora Gatun.
W międzyczasie na sąsiednim torze, powoli przesuwał się drugi, nieco mniejszy statek. Przez te pół godziny, które spędziłam na tarasie, statek przepłynął przez jedną śluzę, został trochę podniesiony, po czym wypłynął na jezioro Miraflores. Przepłynięcie całego Kanału, liczącego sobie 81,6 km długości, zajmuje około 8 godzin. Co ciekawe, przeprowadzić statek przez Kanał Panamski mogą tylko specjalnie uprawnieni miejscowi kapitanowie. Po dopłynięciu do brzegu Panamy, kapitan statku oddaje władzę na pokładzie wyznaczonej na miejscu osobie i odzyskuje ją dopiero, gdy statek przepłynie Kanał. Podobno jest to bardzo dobrze płatna praca, wymagająca jednak ogromnego doświadczenia, żeby nie rozbić statku na zwężeniach i śluzach.
Statek przepłynął, pożegnany przez stojący na tarasie tłum turystów. Z głośników płynęły po hiszpańsku i angielsku informacje o statkach, ale ciężko było cokolwiek usłyszeć przez wszechobecny hałas. Na kilka minut przed rozpoczęciem anglojęzycznego filmu, na taras wszedł ktoś z obsługi i zaczął wzywać zainteresowanych do sali kinowej. Po upale panującym na tarasie, wejście do klimatyzowanej sali natychmiast wywołało gęsią skórkę. Sam film trwał zaś może 10-15 minut. Przedstawiono w nim skrótowo historię budowy Kanału, następnie finalizowane właśnie plany jego rozbudowy, podano kilka statystyk i podstawowych informacji. Bardzo fajne wprowadzenie do tematu, zaś dla ciekawych większej ilości szczegółów - tuż obok znajduje się muzeum :).
Muzeum - co w Panamie, niestety, nie zdarzało się za często - było całkowicie dwujęzyczne. Wystawy podzielono tematycznie, każdy dział znajdował się na innym piętrze. Pierwsza część to historia budowy Kanału. Ze szczegółami przedstawiono tu nieudane próby przekopania się przez Panamę podjęte przez Francuzów w drugiej połowie XIX wieku. Możemy tam zapoznać się z problemami, z którymi przyszło się im zmierzyć oraz o bankructwie francuskiej spółki, które spowodowało, że plany budowy Kanału trzeba było odłożyć jeszcze na jakiś czas. No i mamy początek XX wieku, gdy w latach 1904-1914 za budowę Kanału zabrali się Amerykanie i już w sierpniu 1914 roku pierwszy statek - SS Ancon - przepłynął całą trasę. Budowa Kanału kosztowała Stany Zjednoczone niemalże równowartość dzisiejszych 9 miliardów dolarów.
Kolejna część wystawy poświęcona była faunie i florze okolic Kanału. Podczas jego rozbudowy, na miejscu pracowały grupy naukowców i ekologów, których zadaniem była ochrona przyrody, zwłaszcza zagrożonych gatunków. W bezpieczne miejsca przeniesiono kilka tysięcy zwierząt. Niestety, nikt nie myślał w podobny sposób te 100 lat temu, gdy Kanał budowano. W ówczesnych warunkach sanitarnych wystarczająco ciężkim zadaniem było utrzymanie przy życiu robotników...
W muzeum możemy także zapoznać się z projektem zwanym Nowy Panamax, czyli ekspansją Kanału Panamskiego. Plan miał na celu podwojenie przepustowości Kanału poprzez wybudowanie nowych śluz, do których prowadzą nowe tory, oraz poszerzenie i pogłębienie wcześniej zbudowanej części Kanału. Jeszcze przed rozpoczęciem projektu rząd Panamy ogłosił referendum, w którym zapytano mieszkańców, czy zgadzają się na rozbudowę Kanału. W przeprowadzonym w 2006 roku głosowaniu prawie 78% opowiedziało się za i już w 10 lat później pierwszy statek przepłynął przez nową część Kanału.
W Miraflores można też spojrzeć na Kanał z drugiej strony - zobaczyć, jak wygląda praca kontrolerów ruchu, a nawet stanąć za sterami, by przekonać się, jak niełatwe zadanie ma przed sobą taki kapitan ;). Ogólnie muszę przyznać, że muzeum na śluzie Miraflores to zdecydowanie najlepsze muzeum, jakie widziałam w Panamie i gorąco polecam wizytę w nim, jeśli kiedyś zabłądzicie w te rejony :).
Za to - chyba dla równowagi - nieszczególne wrażenie wywarło na mnie Muzeum Kanału znajdujące się na Casco Viejo: Museo del Canal Interoceánico de Panamá. Oczywiście, można zapytać, po co w ogóle się tam wybrałam, skoro widziałam już wcześniej Kanał i byłam w muzeum tematycznym. Cóż, skusiły mnie pozytywne oceny na TripAdvisorze, a także informacja, że muzeum to obejmuje swym zakresem znacznie więcej informacji niż to na Miraflores. Owszem, obejmuje... ale tylko po hiszpańsku. I o ile po hiszpańsku jako tako umiem się dogadać, to już czytać o historii, konstrukcjach czy polityce... Wyłapywałam ogólny sens, ale takie tłumaczenie mnie męczyło. Dodatkowo nie można było robić zdjęć, więc nawet jak coś mnie zaciekawiło, nie mogłam tego uwiecznić, by spróbować potem dotłumaczyć. Wstęp kosztuje 10$ (41 zł), za dodatkowe 3$ (12 zł) można było wypożyczyć angielskiego audioguide'a, który jednak obejmował tylko niewielką część przedstawionych wystaw. Na dodatek nagrania były pomieszanie i przypisane nie zawsze tym numerkom, które były zaznaczone przy wystawach. Ot, pomysł mają, materiały mają - mogliby jeszcze się nieco otworzyć na niehiszpańskojęzycznych turystów ;).
Ale nawet pominąwszy muzea... Kanał Panamski warto zobaczyć dla niego samego. By popatrzeć na powoli przemieszczające się między śluzami statki. By zdać sobie sprawę, jaki ogrom pracy musiał zostać włożony, by nie trzeba było płynąć dookoła Ameryki. Po prostu, by zobaczyć coś innego niż zazwyczaj :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze