Advertisement

Main Ad

Jesienny Park Vigelanda

Nie przepadam za wyjazdami jesienią. Pogoda to loteria jeszcze większa niż zazwyczaj, dni są krótkie i szare - nie ma już letniego słońca ani jeszcze śnieżnej bieli, by rozjaśnić otoczenie. Do tego to taki nijaki okres, jeszcze się pamięta letnie wakacje, już czeka się na przerwę świąteczną... a z tą codzienną szarością jakoś trzeba sobie radzić. Ale jesień, nawet ta zimna i bez słońca, ma swoją jedną wielką zaletę - liście w najpiękniejszych odcieniach. I to mi wystarczy, by w podwójnym polarze i kurtce mierzyć się z pogodą w różnych miejsca - ot, gdzie mnie akurat wywieje. I tak pewnego październikowego dnia parę lat temu wywiało mnie akurat do norweskiej stolicy ;).
Wiele nie widziałam - gdybym miała krótko podsumować Oslo, stwierdziłabym, że było zimne, szare i drogie ;). Ale jedno miejsce skradło moje serce i myślę, że w żadnym innym miesiącu nie wygląda ono tak pięknie jak w październiku. To położony nie tak daleko od centrum Park Vigelanda (Vigelandsanlegget), stanowiący część większego obszaru zwanego Frognerparken.
Jestem pewna, że niezależnie od pory roku, park ten jest pełen turystów - w końcu to jedna z głównych atrakcji turystycznych Norwegii. Podobno także to największy na świecie park rzeźb - obejmuje on obszar o wielkości 80 akrów, a w jego skład wchodzi ponad 200 rzeźb. Co ciekawe, wszystkie wyszły spod ręki jednego rzeźbiarze: Gustawa Vigelanda, od którego nazwiska park wziął swoją nazwę. Ale jeśli będziecie mieć możliwość zajrzenia tam jesienią, gorąco polecam. Kolorowe liście tworzą niesamowity klimat :)
Park Vigelanda to niewątpliwie dzieło życia rzeźbiarza. Nie tylko stworzył on wszystkie rzeźby (z brązu, granitu i kutego żelaza), ale także zaprojektował cały układ parku. Pierwsza jego część została udostępniona zwiedzającym w 1940 roku, zaledwie 3 lata przed śmiercią rzeźbiarza, jednak nad niektórymi ze swych dzieł Vigeland pracował nawet kilkadziesiąt lat.
Chyba najpopularniejszą rzeźbą w parku jest ta po lewej na powyższym zdjęciu - to Sinnataggen, rozzłoszczony chłopiec. Zaprojektowana została już w 1928 r., ale musiała czekać aż 12 lat na powstanie. Nawet przy nijakiej pogodzie otaczały ją tłumy ludzi, co jestem w stanie zrozumieć, gdyż sama uznałam Sinnataggen za jedną z najciekawszych rzeźb w tym parku. Podobno chłopiec kilkukrotnie padał ofiarą wandali, a nawet raz go ukradziono, na szczęście jednak wrócił na swoje miejsce.
Centralną część parku stanowi wysoki na ponad 17 metrów Monolit wyrzeźbiony, jak sama nazwa wskazuje, w zaledwie jednej granitowej skale. Jeśli przyjrzymy się bliżej, zauważymy, że tworzy go 121 postaci ludzkich, a sugerowana interpretacja mówi o tęsknocie człowieka za tym, co duchowe i boskie. W końcu nieprzypadkowo rzeźbę ustawiono w najwyższym miejscu w parku :)
Park Vigelanda otwarty jest dla turystów przez cały rok i trochę marzy mi się zobaczenie go też zimą, w śniegu. Ale tylko trochę i raczej nie na tyle, by się wybierać kiedyś w zimie do Norwegii ;). Jednak to miejsce trzeba po prostu odwiedzić - nawet jeśli co niektóre rzeźby znalazły się na liście najbrzydszych rzeźb świata ;). Mi osobiście bardzo przypadły do gustu - w końcu kto powiedział, że trzeba rzeźbić tylko pięknych ludzi? ;)
Ale to zdecydowanie wyjątkowe miejsce. Byliście już tam? A może właśnie też zabłądziliście tam jesienią? ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze